Tenis: Jerzy z chłodną głową

Puchar Davisa. Pierwszy krok na drodze do Grupy Światowej zrobiony – Polska wygrała ze Słowenią 3:2.

Aktualizacja: 04.02.2013 00:23 Publikacja: 04.02.2013 00:22

Tenis: Jerzy z chłodną głową

Foto: ROL

Korespondencja z Wrocławia

W niedzielę skończyło się tak: Łukasz Kubot dziękował publiczności, ale mikrofon z ręki wyjął mu Jerzy Janowicz i wzniósł swój kultowy okrzyk, rozsławiony awanturą na korcie podczas Australian Open: „How many times?"

Kibice, którzy w niedzielę wypełnili Halę Stulecia, by zobaczyć nowego idola, nie zawiedli się. To Janowicz wywalczył decydujący trzeci punkt, pokonując najlepszego singlistę gości Grega Żemlję 7:6 (7-4), 6:3, 6:3.

Niby wszyscy się tego spodziewali, ale demonstracja siły olbrzyma z Łodzi była imponująca. I nie chodzi tylko o serwis, lecz także o umiejętność konstruowania akcji i spryt, rzadki u dwumetrowca. Poza pierwszym setem emocji wielkich nie przeżywaliśmy, był to raczej mecz obustronnej niewiary: Janowicz nie wierzył, że przegra, a Żemlja nie wierzył, że wygra i z tym przekonaniem dojechali do końca.

A stawka była wyższa, niż mogła sądzić publiczność, ponieważ Łukasz Kubot skręcił kostkę i nie mógłby wyjść na kort do decydującego piątego spotkania (rezygnuje z jednego lub dwóch najbliższych turniejów). Musiałby grać deblista Mariusz Fyrstenberg. I zagrał, przegrał, ale już w pojedynku bez stawki.

– Kontuzja Łukasza sprawiła, że mecz był dla mnie dużo trudniejszy, bo zdawałem sobie sprawę, że to jedyna szansa, by wygrać ze Słowenią. Zwycięstwo w tie-breaku miało kluczowe znaczenie, potem poszło już łatwiej, choć nie jestem jeszcze w szczytowej formie, bo w grudniu przez dwa tygodnie chorowałem, a potem była Australia i gra w zupełnie innych warunkach. Ale najważniejsze, że głowa pozostała chłodna. Nie czuję się liderem tej drużyny, wszyscy czterej jesteśmy liderami – mówił po zwycięstwie Janowicz. Jednak nie ma co ukrywać, większość ludzi przyszła do Hali Stulecia właśnie dla niego, kolejki dzieci po autografy mogły przyprawić o zazdrość każdego bywalca telewizji śniadaniowej.

Ale Janowicz ze Słowenią nie wygrał sam. Łukasz Kubot jeszcze przed kontuzją zrobił swoje i w prawie rodzinnym Wrocławiu (pochodzi z Bolesławca, trenuje w Pradze) jak na paradzie wygrał z Gregiem Żemlją, dzięki czemu Polska po pierwszym dniu prowadziła 2:0.

Jeszcze raz okazało się, że na mecze Kubota przychodzić warto, bo z nim nigdy nie jest nudno. Gdy przestaną grać Francuz Mickael Llodra, Czech Radek Stepanek i Kubot, tak ofensywny styl zobaczymy już tylko w muzeum tenisa, gdy nakarmimy przeszukiwarkę hasłem „serve and volley".

Niestety, pomimo prowadzenia 2:0, spotkania nie udało się zakończyć w sobotę, gdyż jeden z najlepszych do niedawna debli świata Mariusz Fyrstenberg — Marcin Matkowski przegrał w pięciu setach (ostatni 11:13) z dwoma słoweńskimi singlistami (Greg Żemlja i Blaż Kavcić), którzy na co dzień razem grają rzadko. W piątym secie Polacy mieli dwie szanse, by przełamać serwis rywali, prowadzili 40:15, a przy stanie 3:3 nawet 40:0.

Przed meczem z RPA (5-7 kwietnia) pytanie o debel wydaje się najistotniejsze. Trudno powiedzieć, czy gra podwójna wciąż ma być sprawą wyłącznie wąskobranżowych fachowców. Oczywiście Fyrstenberg jest po operacji, musi mieć czas na dojście do formy, ale jeśli w zbliżających się turniejach polska para będzie przegrywać, to być może kapitan Radosław Szymanik powinien sam siebie zapytać: czy znakomicie serwujący Janowicz i Kubot mają wciąż grać tylko w singlu?

Asem zespołu RPA jest Kevin Anderson (29 ATP), ale on nie zawsze chce grać dla ojczyzny. Reprezentacja Polski tego problemu nie ma, wygrała czwarty mecz i jak powiedział Tadeusz Nowicki – tenisista sprzed lat, nagradzany we Wrocławiu za występy w drużynie narodowej – jest najsilniejsza po wojnie. Awans Polski do elitarnej Grupy Światowej (16 najlepszych drużyn) po raz pierwszy od jej utworzenia jest realny.

Efekty tego boomu widać nie tylko na korcie. Wydawało się, że z RPA zagramy w Zielonej Górze, ale pełna publiczności Hala Stulecia okazała się wystarczającym argumentem, by Wrocław Pucharu Davisa nie oddał. Zadecydują oczywiście pieniądze, ale już od dawna tak nie bywało: organizatorzy biją się o daviscupowy mecz. Niech wygra lepszy, a nawierzchnię wybierze Jerzy Janowicz, bo takie są zasady – as decyduje, na jakim korcie chce grać. Oby wybierał dobrze, w tej sprawie i w innych też.

Pierwsza runda I grupy strefy Euro-Afrykańskiej:



Polska — Słowenia 3:2.


Piątek:


J. Janowicz — Blaż Kavcić 6:3, 6:3, 7:5;


Ł. Kubot — G. Żemlja 6:3, 6:2, 6:0.


Sobota — debel:


M. Matkowski i M. Fyrstenberg — G. Żemlja i B. Kavcić 3:6, 6:2, 2:6, 6:4, 11:13.

Niedziela:


J. Janowicz — G. Żemlja 7:6 (7-4), 6:3, 6:3;


M. Fyrstenberg — T. Ternar 6:4, 5:7, 5:7 (do dwóch wygranych setów).

Wyniki meczów 1. rundy Grupy Światowej:



Rouen: Francja - Izrael 5:0



Jo-Wilfried Tsonga - Amir Weintraub 6:3, 6:3, 4:6, 7:5


Richard Gasquet - Dudi Sela 6:3, 6:2, 6:2


Julien Benneteau, Michael Llodra - Jonathan Erlich, Dudi Sela 7:6 (7-3), 6:1, 6:0


Michael Llodra - Noam Okun 6:3, 7:6 (7-5)           


Richard Gasquet - Amir Weintraub 6:4, 6:3



Charleroi: Belgia - Serbia 2:3



David Goffin - Victor Troicki 6:1, 6:3, 6:7 (5-7), 4:6, 4:6


Olivier Rochus - Novak Djokovic 3:6, 2:6, 2:6


Ruben Bemelmans, Steve Darcis - Viktor Troicki, Nenad Zimonjic 4:6, 4:6, 7:5, 4:6


Steve Darcis - Nenad Zimonjic 6:2, 6:4           


David Goffin - Boris Pasanski 6:4, 2:6, 6:2 



Astana: Kazachstan - Austria 3:1



Andriej Gołubiew - Andreas Haider-Maurer 7:6 (7-2), 6:3, 7:6 (7-5)


Jewgienij Koroliew - Juergen Melzer 7:6 (7-4), 6:3, 6:2


Andriej Gołubiew, Jurij Szukin - Julian Knowle, Alexander Peya 6:7 (5-7), 3:6, 6:7 (3-7)


Andriej Gołubiew - Juergen Melzer 4:6, 6:3, 6:4, 6:2        



Turyn: Włochy - Chorwacja 3:2



Paolo Lorenzi - Marin Cilic 1:6, 7:6 (8-6), 6:4, 3:6, 2:6 


Andreas Seppi - Ivan Dodig 6:2, 6:7 (2-7), 6:4, 6:4


Fabio Fognini, Simone Bolelli - Marin Cilic, Ivan Dodig 3:6, 6:1, 6:3, 7:6 (13-11)


Fabio Fognini - Ivan Dodig 4:6, 6:4, 6:4, 6:4  


Andreas Seppi - Marin Cilic 3:6, 3:6, 5:7       



Buenos Aires: Argentyna - Niemcy 5:0



Carlos Berlocq - Philipp Kohlschreiber 3:6, 7:5, 2:6, 6:4, 4:5-krecz


Juan Monaco - Florian Mayer 6:7 (4-7), 6:3, 6:3, 6:4


David Nalbandian, Horacio Zeballos - Christopher Kas, Tobias Kamke 6:1, 6:4, 5:7, 6:1


Carlos Berlocq - Christopher Kas 6:2, 6:4       


Juan Monaco - Tobias Kamke 6:4, 7:6 (7-2) 



Genewa: Szwajcaria - Czechy 2:3



Stanislas Wawrinka - Lukas Rosol 6:4, 6:3, 6:4


Henri Laaksonen - Tomas Berdych 3:6, 2:6, 7:6 (7-5), 1:6


Marco Chiudinelli, Stanislas Wawrinka - Tomas Berdych, Lukas Rosol 4:6, 7:5, 4:6, 7:6 (7-3), 22:24


Stanislas Wawrinka - Tomas Berdych 3:6, 4:6, 6:3, 6:7 (5-7)


Henri Laaksonen - Jiri Vesely  0:6, 6:3, 6:1         



Vancouver: Kanada - Hiszpania 3:2



Milos Raonic - Albert Ramos 6:7 (5-7), 6:4, 6:4, 6:4


Frank Dancevic - Marcel Granollers 6:1, 6:2, 6:2


Daniel Nestor, Vasek Pospisil - Marcel Granollers, Marc Lopez  6:4, 4:6, 7:6 (7-4), 3:6, 2:6


Milos Raonic - Guillermo Garcia-Lopez 6:3, 6:4, 6:2


Frank Dancevic - Albert Ramos 5:7, 4:6



Jacksonville: USA - Brazylia 3:2



Sam Querrey - Thomaz Bellucci 6:3, 6:4, 6:4


John Isner - Thiago Alves 6:3, 7:6 (7-4), 6:3


Bob Bryan, Mike Bryan - Marcelo Melo, Bruno Soares 6:7 (6-8), 7:6 (9-7), 4:6, 6:3, 3:6


John Isner - Thomaz Bellucci 6:2, 4:6, 7:6 (9-7), 4:6, 3:6 


Sam Querrey - Thiago Alves 4:6, 6:3, 6:4, 7:6 (7-3)



Pary 1/4 finału (5-7 kwietnia):



Kanada - Włochy


USA - Serbia


Francja - Argentyna


Kazachstan - Czechy

Korespondencja z Wrocławia

W niedzielę skończyło się tak: Łukasz Kubot dziękował publiczności, ale mikrofon z ręki wyjął mu Jerzy Janowicz i wzniósł swój kultowy okrzyk, rozsławiony awanturą na korcie podczas Australian Open: „How many times?"

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?