Nie było mowy, żeby ambitna Sandra pokonała rywalkę, która bywała w drugiej dziesiątce rankingu WTA. Swoje dołożyła trema, wcale niełatwo gra się na oczach bliskich i znajomych (Polka pochodzi z Katowic).
Zaniewska ćwiczyła zatem grę w głębokiej obronie, jej rywalka szybko zobaczyła, że wielu nerwów i sił nie straci. Dążyła zatem do celu prostymi metodami (potężny serwis i forhend), ściany też nie pomogły i choć Zaniewska obroniła trzy piłki meczowe, po 54 minutach trzeba było gratulować Kanepi. – Cieszyłam się z szansy na mecz w dobrym turnieju i z dobrą rywalką, ale jestem po kontuzji i powinnam przy takiej okazji lepiej grać. Nerwy też były, ale o porażce zadecydowało to, że Kaia dała mi za mało czasu na moją grę – mówiła Polka.
We wtorek odpadła druga z rozstawionych – Alize Cornet (nr 5), która zaskakująco łatwo przegrała z kwalifikantką, Słowaczką Anną Schmiedlovą. Dobrze, że dzień wcześniej Francuzka mogła spotkać się z publicznością nieco dłużej, podczas sesji autografowej.
W kwestii lokalnych emocji pozostanie w Spodku kibicowanie polskim deblom. Na pewno jeden zagra w drugiej rundzie, bo los połączył na początek pary Magdalena Frech i Katarzyna Piter oraz Marta Domachowska i Alicja Rosolska – ten mecz w środę. Środa jest także dniem, w którym na korcie pojawią się po raz pierwszy największe gwiazdy turnieju: Petra Kvitova (nr 1) i Roberta Vinci (2). Po ich meczach oraz spotkaniach Sabiny Lisicki (7) i Klary Zakopalovej (3) zakończy się pierwsza runda.
To początek turnieju, ale niektóre mecze już są długie, zacięte, poniedziałkowy rekord Laury Robson i Lourdes Dominguez-Lino (2,5 godziny gry, koniec niewiele przed północą) łatwo pobiły we wtorek Shahar Peer i Cwetana Pironkowa, które walczyły 3 godziny i jeszcze minutę. Na szczęście tenisistki z Izraela i Bułgarii zaczęły tę grę dość wcześnie po południu i tylko o godzinę opóźniły zapowiadany od tygodni mecz pokazowy: Agnieszka Radwańska i Mariusz Fyrstenberg kontra Marta Domachowska i Marcin Matkowski.