Wygląda na to, że im dłużej Iga Świątek gra na kortach ziemnych, tym lepiej jej to wychodzi. Ze Switoliną było już dobrze, z Gauff jeszcze lepiej, jeśli dodać, że rywalka nie miała wcześniej w nogach prawie stu minut gry z szóstą rakietą rankingu WTA.
Na korcie Grand Stand walczyły, jak zauważono dwie najlepsze nastolatki na świecie, choć Iga ma 20. urodziny już 31 maja i zaraz nastolatką być przestanie, a Cori Gauff skończyła dwa miesiące temu dopiero 17 lat. Wynik 7:6 (7-3), 6:3 dla Polki z grubsza oddaje przebieg spotkania, choć nie oddaje pasji z jaką obie atakowały piłkę. Mecz był dobry, obie miały więcej zwycięskich akcji niż błędów, obie uderzały mocno i nie rezygnowały z żadnej okazji do ataku.
Po kilku błyskotliwych akcjach Amerykanki z początku meczu to jednak Iga Świątek pierwsza potrafiła przebić się przez serwis rywalki, pierwsza wypracowała małą przewagę (4:2) i choć ją zaraz straciła, to niemal zawsze była tą, która prowadzi. W tie-breaku przegrała pierwszy punkt, by wygrać kolejno sześć.
Drugi set okazał się nieco łatwiejszy dla Polki, bo nie straciła przewagi przełamania, prowadziła nawet 5:1, by po chwilowym zrywie Gauff, wygrać do trzech, za trzecią piłką meczową. Kłopotów z kondycją Iga nie miała żadnych, cztery wygrane sety w siedem godzin nie wydawało się poważnym problemem. To jej drugi finał w tym roku, pierwszy (wygrany) był w Adelajdzie.
Rywalką Polki w finale będzie Karolina Pliskova (9. WTA), mistrzyni z Rzymu z 2019 roku i finalistka z 2020 roku. Czeszka, która nie miała przygód z przekładaniem meczów, pokonała w półfinale Chorwatkę Petrę Martić 6:1, 3:6, 6:2. Będzie to pierwsze starcie Świątek z tą rywalką. Gdy włoscy dziennikarze pytali Igę, co znaczyłoby dla niej zwycięstwo w finale tak prestiżowego turnieju, odpowiedziała: – Tak naprawdę w ogóle o tym nie myślę. Chcę robić swoje krok po kroku, jak w każdym turnieju, w którym dobrze mi idzie. Na ten temat może porozmawiamy pojutrze.