W drugiej rundzie odpadła Venus Williams, po porażce z Chinką Jie Zheng. Ostatni mecz rozegrał James Blake, który pięć setów walczył z Ivo Karloviciem. No i zaczęło padać.
Prawie połowę meczów przeniesiono na czwartek, wśród nich danie specjalne: mecz deblowy najwyżej rozstawionych Sary Errani i Roberty Vinci z Danielą Hantuchovą i powracającą do zawodu Martiną Hingis.
Z powodu opadów długo czekały na mecz Sloane Stephens i Urszula Radwańska, zaczęły 7 minut przed północą (to drugi w kronikach US Open tak późny start, później rozpoczęto grę tylko raz, w 1987 roku). Amerykanka grała niemal bezbłędnie i zwyciężyła 6:1, 6:1. To był piętnasty wielkoszlemowy start Urszuli i znów druga runda okazała się granicą nie do przejścia.
Obrońca tytułu Andy Murray wygrał nieco wcześniej z Michaelem Llodrą. Warto było patrzeć na to spotkanie, bo Francuz gra tak, jak już chyba nikt – lewa ręka, duża wyobraźnia przy wybieraniu kierunków i ciągły atak przy siatce i, jak pisali sprawozdawcy, instynkt kamikadze. Llodra to mistrz ładnego przegrywania, znów nie zawiódł widzów, ostatni serwis zagrał od dołu. Szkot trochę się skarżył na ekscentryczny amerykański plan gier (pierwszy mecz trzy doby po otwarciu turnieju), bez żadnego rozsądnego uzasadnienia.
James Blake nie wykorzystał przewagi dwóch setów, przegrał w pięciu. – Trochę dobrych meczów zagrałem przez te 15 lat, parę zwycięstw odniosłem – mówił były student Harvardu, zdobywca Pucharu Davisa, zwycięzca 10 turniejów singlowych i 7 deblowych