Czas, by wielki turniej do nas wrócił

Nowy prezes Polskiego Związku Tenisowego Krzysztof Suski o swojej wizji nowoczesnego tenisa nad Wisłą.

Publikacja: 05.09.2013 00:44

Czas, by wielki turniej do nas wrócił

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Jak pan ocenia porażki w US Open, Wimbledon dał nam złudne poczucie siły?

Krzysztof Suski:

To jest sport i nie można oczekiwać samych zwycięstw. Rok temu Janowicz był poza pierwszą setką, jeszcze nie jest do końca ukształtowanym tenisistą, nie będzie szedł w górę rankingów ciągle z tą samą dynamiką. Boryka się z przeciążeniami, lekarze pracują nad tym problemem, nawet dołączyli akupunkturę. Kiedy Łukasz Kubot i Michał Przysiężny w innych turniejach wielkoszlemowych przegrywali w pierwszych rundach, nikt z tego nie robił afery. Teraz emocje i oczekiwania są bardziej rozbudzone, ale powiem tak: lepiej by było, gdyby Polacy przeszli pierwszą rundę w Nowym Jorku, z drugiej strony, mają teraz więcej czasu, by dobrze przygotować się do Pucharu Davisa i wygrać z Australią.

Ale Polski Związek Tenisowy niekiedy bywa rozliczany poprzez wyniki gwiazd...

To jest oczywiste, że Janowicz i Radwańska przyciągają ludzi do tenisa, chcemy jednak uniezależnić postrzeganie związku tylko w zależności od wyników najlepszych graczy.

Ma pan pomysł, by najlepsi pomagali związkowi bez fochów?

Przez ostatnie kilkanaście lat relacje między PZT i gwiazdami układały się, delikatnie bym to ujął, na średnim poziomie. Wydaje mi się, że po wyborach w maju to się zmieniło. Mam bardzo dobry kontakt ze wszystkimi rodzicami i ze wszystkimi zawodnikami, a trzeba pamiętać, że każda gwiazda ma specyficzny charakter i trudno się z nią czasami rozmawia, szczególnie gdy przegrywa. Po czarnym wtorku w Nowym Jorku konferowaliśmy pół nocy. Były emocje, ale to, że oni do mnie dzwonią, dzielą się wątpliwościami, czy może chcą bym zwyczajnie ich wysłuchał, to jest coś co bardzo cenię.

Jaki jest główny problem tenisa w Polsce?

Sposób postrzegania tego sportu przez urzędników mających wpływ na decyzje. Poza tym przeszkadza etykieta elitarności, a tenis to przecież dyscyplina sportu jak każda inna – trzeba rano wstać, ubrać się, trenować 6–8 godzin dziennie przez 15 lat i wtedy, jak się ma dużo szczęścia i dobre geny, można liczyć na miejsce w pierwszej pięćsetce świata. Na poziomie amatorskim nie mamy zwyczaju spotykania się towarzysko czy biznesowo na kortach, jak to jest u Czechów czy Niemców.

Gdyby pan zmienił to nastawienie, to gdzie chciałby pan przenieść tenis?

Marzy mi się, żeby był dla Polaków w pierwszej trójce, za piłką nożną, gdzieś na równi z siatkówką. Zależy mi, by tenis był dofinansowany przez biznes i państwo podobnie jak siatkówka, by było dużo grających i duże zainteresowanie kibiców i mediów.

Jak ten plan sfinansować?

Chcielibyśmy, jak to było do tej pory, bazować na środkach budżetowych z Ministerstwa Sportu, ale też muszę zaangażować moich kolegów przedsiębiorców i to nie tylko finansowo, ale również organizacyjnie i marketingowo. Biznes zaczyna ponownie interesować się tenisem. Sponsorem reprezentacji Polski w Pucharze Davisa jest już KGHM.

Mówił pan także o projekcie budowy 16 hal w 16 polskich miastach...

To idea, o której rozmawialiśmy z panią minister Muchą zaraz po prezydenckiej dekoracji naszych tenisistów Krzyżami Zasługi. Będzie to chwilę trwało zanim wybierzemy firmy, zrobimy przetargi, ale wstępne założenia już są: 40 procent finansów da Ministerstwo, 60 procent samorządy. Mamy kilkadziesiąt miast zainteresowanych projektem, są wśród nich: Zielona Góra, Płock, Szczecin, Olsztyn.

Czy PZT zorganizuje własny turniej zawodowy, który pomoże promocji, a może i da zarobić na rozwój?

Biznes zaczyna ponownie interesować się tenisem, trzeba to wykorzystać

Mamy partnera, który chce się zaangażować w taki projekt i mamy kilka lokalizacji: Sopot, Szczecin, Poznań, może Śląsk. Wydaje się, że naturalnym miejscem byłby Sopot, ze względu na letnią porę roku. Rozmawiamy z przedstawicielami WTA i ATP o tym, czy zrobić turniej męski, czy kobiecy. Sądzę, że najwyższy czas, by taki turniej do Polski wrócił.

Może lepiej, gdyby wrócił nie do jakiegoś klubu, tylko na obiekt PZT?

To jest jeszcze jeden nasz problem – nie mamy zaplecza, nawet ułamka tego, co mają wielkie federacje. Nawet porządnej siedziby. Powiedziałbym chętnie urzędnikom: nie chcemy pieniędzy, dajcie nam infrastrukturę, którą zarządzałby związek i mógł na własnych obiektach efektywnie pracować. Sport to dla państwa czysty interes: inwestycja zwraca się z zyskiem z powodu oszczędności na opiece zdrowotnej.

Podtrzymuje pan obietnicę weryfikacji swoich podwładnych w PZT?

Tak, w związku musi być porządek. Jak mam prosić o pieniądze, to muszę mieć obok siebie ludzi zaangażowanych i kompetentnych, zarządzać dobrze pieniędzmi i wizerunkiem PZT. Za trzy miesiące przeprowadzę także weryfikację w zarządzie. Nie obawiam się tego, mam mocny mandat wyborczy, moje interesy w żaden sposób nie są związane z państwem, nie zabiegam o osobisty PR. Chcę mieć z tej pracy jedną korzyść – satysfakcję.

Co pan będzie uważał za sukces swojej kadencji?

Jeżeli za cztery lata grających w tenisa będzie więcej, powstaną wspomniane hale, a delegaci wybiorą mnie na kolejną kadencję – będę zadowolony. Sukcesem byłoby także powstanie tenisowej szkoły. Chcemy ją zrobić w jednym z klubów, który urzędnicy daliby PZT w zarządzanie. Oczywiście wynik sportowy też jest ważny, ale nie wymieniam go na pierwszym miejscu. Na sukcesy sportowe w tenisie jesteśmy skazani, bo talenty już są.

Tenis
Simona Halep kończy karierę. Gdyby nie ta afera z dopingiem
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Tenis
WTA Abu Zabi. Magda Linette wygrywa i zaczyna odrabiać straty
Tenis
Magdalena Fręch nie zaistniała na korcie. Szybkie pożegnanie z Abu Zabi
Tenis
ATP w Rotterdamie. Hubert Hurkacz dawno tak nie wygrywał
Tenis
Puchar Davisa. Różnica klas. Awans reprezentacji Polski