Ćwierćfinał Polki z Niemką trwał trzy godziny i 12 minut, pod koniec na nogach słaniały się obie, ale ustąpić nie chciała żadna. Na szaro-niebieskim korcie działo się wiele, choć nie zawsze chodziło o pokaz nadzwyczajnego tenisa. Obie rywalki wypełnione były jednak ambicją tak, jak mistrzynie Wielkiego Szlema, to najbardziej warto było podziwiać.
Po pierwszym secie i połowie drugiego wyglądało na to, że nieustępliwość młodej Niemki, juniorskiej mistrzyni Roland Garros 2012, weźmie górę. Beck nie gra jakoś szczególnie sprytnie (nie tak dawno, w półfinale turnieju w Katowicach Roberta Vinci pokazała jej, co to znaczy tenisowa mądrość), nie ma wielkich uderzeń, nie jest też bardzo silna fizycznie. Jej największą zaletą pozostaje zaciekłość, wytrwałość, upór w walce o każdą, nawet pozornie straconą piłkę.
Tym uporem gasiła zapędy Piter, było już 6:3, 5:2 dla Beck, w większości meczów stan taki oznacza rychłą porażkę. Niemka trafiła jednak na równie zawziętą dziewczynę z Poznania. Gdy Piter obroniła za chwilę piłkę meczową i rozpoczęła mozolne odrabianie strat, można było uwierzyć, że każdy wynik jest możliwy.
I tak naprawdę było, do końca wyszarpywały sobie to zwycięstwo, raz jedna, raz druga była trochę lepsza, co kilka chwil wydawało się, że któraś padnie, ale krzyczały, zrywały się i walczyły dalej. Gdy Polka prowadziła 5:4 w decydującym secie, miała piłkę meczową przy serwisie Niemki. Zabrakło niewiele, piłka padła kilka centymetrów za linią. Beck wyrównała. Rozstrzygnięcie przyszło w drugim tie-breaku, o tę jedną piłkę, na ponad 230 dłuższych i krótszych wymian, lepsza była Niemka.
Trochę trzeba żałować, ale przecież są i powody do uśmiechu. O Katarzynie Piter wcześniej słyszeli zapewne tylko ci, którzy interesowali się polskim tenisem naprawdę głęboko. Może jednak ktoś zapamiętał jej mecze na kortach Legii z Martą Domachowską i Chinką Na Li w turnieju WTA Polsat Warsaw Open w 2010 roku. Może ktoś widział jak grała dzięki dzikiej karcie na kortach Warszawianki w 2007 roku, gdy w J&S Cup trafiła od razu na Nadię Pietrową.