Gwiazda z Krakowa na korcie centralnym Katowic – to jednak pewne wzruszenie, że starsza z sióstr Radwańskich wreszcie zagrała o punkty WTA na polskiej ziemi. Ostatnio grała w J&S Cup, na początku maja 2007 roku pokonała na korcie Warszawianki Cwetanę Pironkową, przegrała z Aloną Bondarenko i na ciąg dalszy trzeba było czekać siedem długich lat.
Rywalka, Kristyna Pliškova – jedna z dość znanych czeskich bliźniaczek (druga to Karolina), juniorska mistrzyni Wimbledonu 2010 – wielkiego oporu nie stawiała. Dziewczyna jest młoda, rocznik 1992, sportowe życie zwykle dzieli między turnieje ITF (w nich jest mocna) i kwalifikacje turniejów WTA. Odwiedzała Polskę nieraz, była w Zawadzie koło Opola, Olecku i rok temu w Katowicach.
Mecz z Radwańską zaczęła nawet w miarę dobrze, usiłowała wykorzystać swą leworęczność i długie nogi. Do Agnieszki jednak nie dorosła. Polka znalazła szansę przełamania serwisu rywalki w szóstym gemie, wykorzystała ją i mecz potoczył się już tak, jak wszyscy przewidywali.
Drugi set, od razu 4:0 dla Agnieszki. Panna Kristyna to osoba posągowa, silna, ale jak to z posągami bywa, niezbyt mobilna. Trzecia tenisistka świata wykorzystała to bez litości. Gdy zagrała pięknie bekhend w biegu i trafiła piłką w linię, gdy zmuszała Czeszkę do sprintów, Pliškova zaczęła tracić resztki zapału. Pozwoliła Polce na ćwiczenia ze skrótów, potem nawet serwisów (dwa asy w jednym gemie). Napięcie na trybunach opadło do stanów niskich, bo wynik był przesądzony. Jeszcze tylko kilka wymian, jeden, drugi gem i koniec.
Agnieszka Radwańska oprócz paru zagrań firmowych pokazała głównie spokój mistrzyni. Trener Tomasz Wiktorowski zapewnił, że tenisistka wody w kolanie już nie ma, zdrowie wróciło. Następny test kolana na niebieskim korcie w Spodku w czwartek. Agnieszka zagra z Francescą Schiavone.