Czas na decyzje przyjdzie po sezonie

Agnieszka Radwańska może się nie zakwalifikować ?do tegorocznego turnieju Masters. Czy to zmęczenie tenisem?

Publikacja: 02.10.2014 02:00

W Wielkich Szlemach średnio, w Azji ostatnio słabo. Kilka porażek z tymi, z którymi raczej nie przegrywała. Start w Masters jakby niepewny. Agnieszka Radwańska w pozycji zagrożonej czy może dotarła do ściany?

Najpierw fakty: trenuje od czwartego roku życia, niedługo skończy dziewiąty pełny sezon w WTA Tour, właściwie nawet dziesiąty, bo karierę zawodową zaczęła oficjalnie w kwietniu 2005 roku. W rankingu światowym pojawiła się nawet rok wcześniej, na 941. miejscu. Ma 25 lat, ponad 20 spędziła na korcie – ma prawo mówić o znużeniu, ale mówi rzadko.

16,6 mln dol. Zarobiła przez 9 lat na kortach Agnieszka Radwańska

W lipcu 2012 roku, zaraz po przegranym z Sereną Williams finale Wimbledonu, była druga na świecie, teraz jest szósta, w pierwszej dziesiątce od 2008 roku z krótkimi przerwami w latach 2010 i 2011.

Do bilansu tych lat najłatwiej wpisać sukcesy: juniorska mistrzyni Wimbledonu i Roland Garros, debiutantka roku w WTA w 2006, 14 zwycięstw turniejowych w singlu, dwa w deblu, jeden finał wimbledoński, jeszcze dwa wielkoszlemowe półfinały i siedem ćwierćfinałów.

Są tacy, którzy najchętniej liczą Agnieszce miliony, więc też przypomnijmy – pierwszy milion dolarów w premiach za grę zarobiła w sierpniu 2008 roku, teraz ma tych milionów z tenisa grubo ponad 16,5. Daje sobie radę. Gdy zauważyć, że reklamuje polskie kuchenki, japońskie auta, szwajcarskie zegarki, włoskie ubiory i buty sportowe, francuskie rakiety tenisowe, usługi brytyjskiego banku, amerykańskie serniki, burgery, pizze, steki, makarony i sałatki, operatora sieci komórkowej (główny właściciel zarejestrowany w Luksemburgu) oraz sieć niemieckich drogerii przejętych przez polski biznes – to widać, że daje też radę poza kortem.

Ten sezon, gdy spojrzeć w statystyki, jest wbrew pozorom dość podobny do innych – 46 zwycięstw, 19 porażek, doliczając już dwa mecze z Pekinu. Rok i dwa lata temu było trochę lepiej: 56-19, 59-19, w 2011 roku mniej więcej tak samo: 46-18, cofając się jeszcze bardziej: 33-19, 44-23 i 54-19 w 2008 roku.

By nie nudzić liczbami za długo – o nagłym spadku tenisowych umiejętności mowy być nie może. Agnieszka gra, jak grała, a to, co budzi głosy krytyki, to fakt, że nie gra wyraźnie lepiej, że nie wygrała jeszcze w Wielkim Szlemie, że jakby przestała dążyć do tego celu. Że w meczach z kilkoma największymi tenisistkami świata nie potrafi pokonać przede wszystkim samej siebie. W dodatku co jakiś czas przegrywa z taką Bethanie Mattek-Sands (48. WTA), Ajlą Tomjanović (72.), Varvarą Lepchenko (59.), Shuai Peng (39.), Caroline Garcią (49.) lub Robertą Vinci (44.), by wymienić tylko największe tegoroczne wpadki.

Krytycy lub pochlebcy Agnieszki rzadko analizują wszystko dokładnie, bo w sporcie najczęściej obowiązuje opinia: „Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz". W bilansie najlepszej polskiej tenisistki mało kto widzi dni i tygodnie spędzane od lat u lekarzy, poważną kontuzję dłoni, operację stopy, przewlekłe problemy z barkiem. Mało kto chce pamiętać, jak wyglądają korty Nadwiślana, na których dwa razy dziennie trenowała za młodu, ile poświęciła, by dojść tam, gdzie jest.

Nie wszyscy znają zdjęcie, które kilka lat temu puścił w obieg tata Robert Piotr Radwański: Agnieszka pokazuje dokładnie, w ilu miejscach ma plastry, opatrunki i zabezpieczenia chorych miejsc, pęcherzy i odcisków, chwilę przed wyjściem z szatni na ważny mecz jako tzw. zdrowa.

Nie wszyscy analizują jej możliwości fizyczne, reakcję na trening siłowy, którego i tak domaga się co drugi samozwańczy trener, widząc drugi serwis Radwańskiej. Nie wszyscy chcą widzieć nowe, młode i silne dziewczyny, którym żadna delikatna Radwańska ze swą szczególną grą niestraszna. Nie wszystkim chce się spojrzeć w kalendarz i zauważyć, ile dni zajmują podróże i turnieje i jak trudno włożyć w terminarz zawodowej tenisistki mikrocykle treningowe, kilkanaście dni spokojnej pracy nad kolejną poprawą umiejętności. Nie wszyscy chcą wierzyć, że trener Tomasz Wiktorowski, fizjoterapeuta Krzysztof Guzowski i partner treningowy Dawid Celt tworzą grupę, która wie, co robi, i ma plan.

Być może jednak plan nie działa, jak powinien. Być może Agnieszka Radwańska wciąż ma w plecaku schowane puchary wielkoszlemowe, które ktoś powinien z nią wyjąć? Ale to jej decyzja, co wybierze: zaufa znanej ekipie, kupi nowego trenera (aktualnie wolny, ale i bajońsko drogi, jest Carlos Rodriguez, były szkoleniowiec Justine Henin i Na Li), wróci pod ojcowskie skrzydła czy znajdzie jeszcze inną drogę. Tę decyzję podejmie jak zawsze po sezonie.

Patrzeć na Agnieszkę jak na maszynkę do ciągłego wygrywania meczów tenisowych jednak nie warto. Zmienić nagle w agresora na korcie też trudno. Takie plastry na głowę nie istnieją. Warto raczej od czasu do czasu zauważyć życzliwie normalną dziewczynę, która chce mieć chłopaka, która studiuje, bo ma też ambicje innej natury niż tylko sportowe, która chce się pobawić, kupować torebki i sukienki, złapać oddech. To też jest jej prawo. Droga na Masters do Singapuru po porażce w Pekinie nie została zamknięta.

W środę przegrała goniąca Polkę Karolina Woźniacka, więc w zasadzie strachu już nie ma, tym bardziej że na turniej mistrzyń jadą jeszcze dwie rezerwowe. Po Pekinie w programie WTA Tour zostały dwa tygodnie rozgrywek – jeden z trzema małymi turniejami rangi International (w Osace, Linzu lub Tianjin po 280 pkt za zwycięstwo, czyli względnie mało), w następnym są Moskwa (470 pkt dla najlepszej) i Luksemburg (280). Potem Singapur.

Trener Tomasz Wiktorowski na pytanie, co będzie się teraz działo, odpowiedział „Rz" krótko: – Do Moskwy nie lecimy.

Tenis
Iga Świątek broni tytułu w Madrycie. Już na początku szansa na rewanż
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu