Korespondencja z Londynu

Dwaj Szwajcarzy w sobotę podłączyli turniej do prądu. Jeden z najnudniejszych Finałów ATP ostatnich lat idzie w zapomnienie, gdy patrzy się na taki mecz. Federer zwyciężył po obronie czterech meczboli, obaj grali bajecznie, a jednoręczny bekhend Wawrinki był momentami wręcz nieludzko perfekcyjny.

Takiego Federera świat widuje rzadko - maestro z Bazylei był zdenerwowany, bo od dawna nikt tak się mu nie przeciwstawił. Trzy sety pasjonującej walki i na dodatek 6:6 w tie-breaku, nie można wymagać więcej, jeśli chodzi o emocje.

Publiczność wspierała Federera, bo finał z Djokoviciem to jest mecz marzeń, ale Wawrinka zasłużył na ogromne brawa.

Kto wie, czy najbardziej nie powinni martwić się Francuzi, którzy za tydzień zagrają ze Szwajcarią w Lille w finale Pucharu Davisa. Szwajcarscy dziennikarze, którym mówiliśmy, że mają szczęście, bo jeden z ich tenisistów bez wątpienia awansuje do finału Masters, odpowiedzieli, że wprost przeciwnie - oni mają pecha, bo nie będzie ich obu. Mieli rację, ten półfinał mógł być finałem i nikt by się nie obraził.