Wygląda na to, że warto czekać na ich mecze, bo nigdy nie wiadomo, co się będzie działo. Po dwóch gwałtownych i krótkich zderzeniach Sereny i Simony podczas Masters 2014 w Singapurze (6:0, 6:2 dla Rumunki, potem 6:3, 6:0 dla Amerykanki), przyszedł czas na klasyczny dwugodzinny mecz ze zwrotami akcji, emocjami ucieczek i pościgów.
Lepiej zaczęła Williams, potężne forhendy zburzyły opór Halep w pierwszym secie, ale w drugim Rumunka wytrzymała wymiany do stanu 4:4, wtedy dostała wreszcie pierwszą szansę przełamania serwisu rywalki i z niej skorzystała. Całkowicie skupiona na grze, nawet nie dostrzegła po kolejnym gemie, że to już wygrany set, sędzia musiał jej powiedzieć, że czas chwilę odpocząć.
Rozstrzygnięcie nie było szybkie, choć Serena zaczęła od prowadzenia 3:0, potem miała serwis przy stanie 5:3. Halep raz jeszcze się zerwała, odrobiła stratę, punkt po punkcie wyrwała Amerykance dwa gemy, lecz mistrzyni niemal zawsze gra najlepiej, kiedy trzeba. Zwyciężyła znów, kolano nie zabolało, uśmiechy były, bo to już krok do powtórki z zeszłego roku.
– Robiłam tak wiele błędów, że mówiłam sobie: ganiaj do siatki po punkty, bo to jedyna rzecz, jaka ci jeszcze wychodzi. Starać się, to wszystko co mogłam zrobić. Ja nigdy się nie poddaję. Naprawdę jestem szczęśliwa, że mam ten mecz za sobą. Myślę, że jednak dałyśmy widzom sporo uciechy, dobrze że tym razem wyszłam na kort zagrać z Simoną – mówiła Amerykanka.
Simona Halep nie dołączy zatem do nielicznych legend tenisa, które umiały w jednym roku wygrać w Indian Wells i Miami. Serena Williams zagra w sobotnim finale z Hiszpanką Carlą Suarez Navarro, z którą ma bilans: 4 zwycięstwa, 0 porażek.