Warto było czekać prawie do północy na rozstrzygnięcie meczu Nadal – Wawrinka, choć kibicom Hiszpana końcowy wynik nie może się podobać. Szwajcar wygrał 7:6 (9-7), 6:2.
W tę chłodną noc znów zobaczyliśmy Nadala goniącego dawną doskonałość, widać było że stara się z całych sił, że do ostatnich chwil wkłada w uderzenia całą moc i umiejętności, ale wciąż brakuje w jego grze pewności i spokoju.
Więcej zależało od Wawrinki. W piątkową noc był bardziej pewny siebie, miał konsekwentny plan – ostrzeliwanie bekhendu rywala płaskimi piłkami, atak, ciągłe wywieranie presji. Sporo atakował przy siatce. Najwięcej wiary dał mu wygrany tie-break, przegrywał w nim 2-6, zdołał wyrównać i zwyciężyć.
Drugi set, wbrew wynikowi, wcale nie był wiele gorszy dla Nadala, walka trwała, szósty gem (dający przewagę Wawrince 5:1) trwał prawie 10 minut, publiczność zapomniała, że marzła. Można żałować, że Hiszpan nie potrafi pozbyć się tkwiących głęboko słabości, ale trzeba też docenić talent Stana Wawrinki – gdy gra dobrze, to jego gra jest naprawdę piękna.
Co będzie z Nadalem w Paryżu, odpowiedzieć wciąż trudno, po Rzymie chyba przybędzie pesymistów w kwestii odrodzenia Hiszpana na kortach Rolanda Garrosa. Wawrinka, zwyciężywszy Hiszpana drugi raz w życiu (pierwszy był w pamiętnym finale Australian Open 2014) zagra w półfinale z Rogerem Federerem.