Relacja z Paryża
Murray miał w poniedziałek za rywala kopię Marata Safina. Karen Chaczanow chodzi po korcie tym samym kołyszącym krokiem marynarza, gra taki sam bekhend jak Safin, nic więc dziwnego, że jeden z mających dobrą pamięć kibiców już po pierwszym gemie krzyknął: „Naprzód, Marat". Chaczanow ma też tę samą co Safin odwagę w grze, trzeba tylko mieć nadzieję, że wraz ze zwycięstwami nie przyjdzie refleksja, którą Marat podzielił się kiedyś w Paryżu: „Tenis rujnuje mi życie".
Na wielkie sukcesy Chaczanow musi jeszcze poczekać, wczoraj przegrał z Andym Murrayem 3:6, 4:6, 4:6. „On jest bez wątpienia jednym z obiecujących młodych tenisistów, świetnie serwuje, jego piłka z głębi kortu jest bardzo mocna. Ma też świetnego trenera, Hiszpana Galo Blanco, wszyscy, którzy z nim pracowali, wiele mu zawdzięczają" – powiedział o rywalu Murray. Być może więc za jakiś czas kopia będzie lepsza od oryginału, choć w tej sprawie Rosjanie dobrych doświadczeń raczej nie mają – moskwicz nie był lepszy od opla.
Francuzi, szukając pocieszenia po tym, jak ich pokolenie wicemuszkieterów (Jo-Wilfried Tsonga, Gael Monfils, Richard Gasquet i Gilles Simon) zestarzało się bez wielkoszlemowych sukcesów, przypomnieli, że ostatnim frankofońskim triumfatorem Roland Garros jest Stan Wawrinka. Zrobili to przy okazji meczu Szwajcara z Monfilsem, podczas którego trybuny kortu centralnego były pełne. Wiadomo dlaczego – Monfils to spektakl, Monfils to czasem nawet szaleństwo, ale nigdy nuda. A z drugiej strony Wawrinka, którego jednoręczny bekhend „L'Equipe" proponuje wprowadzić na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wielkie emocje w ich meczu były jednak tylko w tie-breaku drugiego seta, Wawrinka prowadził 6:3, ale wygrał dopiero 9:7, a potem Monfils zgasł, jak mu się to już wielokrotnie zdarzało (przegrał 5:7, 6:7, 2:6).
Dziś jeden z najzdolniejszych młodych graczy Austriak Dominic Thiem może zrewanżować się Novakowi Djokovicowi za klęskę w półfinale w Rzymie (Serb wygrał 6:1, 6:0). Ale łatwo nie będzie – obrońca tytułu w poprzednim meczu z Hiszpanem Albertem Ramosem-Vinolasem wreszcie sprawiał solidne wrażenie. ©?