Korespondencja z Londynu
Trzeba było wytrzymać trzy i pół godziny, trochę się podenerwować, ale jest nagroda: będzie wimbledoński finał z Polakiem, będzie w sobotę wielki mecz Łukasz Kubot i Marcelo Melo – Oliver Marach i Mate Pavić. Polak z Brazylijczykiem pokonali 6:3, 6:7 (4-7), 6:2, 4:6, 9:7 najwyżej rozstawioną parę turnieju, Henriego Kontinena i Johna Peersa.
Na korcie nr 1 najlepszy w czwartek był Kubot. Ważna broń każdego deblisty – odbiór serwisu, chwilami działała w jego ręku rewelacyjnie, dawała punkty, tumaniła rywali. To dlatego jego partner przed ucałowaniem londyńskiej trawy wyściskał Polaka, to dlatego pan Łukasz, znany tancerz kortowy, mógł zamaszyście wykonać swego sławnego kankana i zebrać oklaski.
To dopiero 16. finał z polskim udziałem w kronikach Wielkiego Szlema (w singlu, deblu i mikście łącznie), trzeci w Wimbledonie. W Londynie nikt z Polski jeszcze nie wygrał (poza juniorkami). Może w sobotę to zdanie z radością skreślimy.
Garbine Muguruza i Magdalena Rybarikova wyszły na kort centralny w opatrunkach wskazujących, że pięć meczów na trawie to nie przelewki. Hiszpanka: lewe udo w bandażach, Słowaczka: plaster na lewym udzie. W tym półfinale w grze Garbine żadnej słabości jednak nie było, minęło dziesięć minut i prowadziła 3:0.