Bramkarze Clarke Saunders i Mathias Isrealeson byli głównymi postaciami dobrego meczu pomiędzy zespołami z Oświęcimia i Tychów. Jednak powody do radości miał tylko ten pierwszy, bo posiadał w ataku Krystiana Dziubińskiego, który w dogrywce zapewnił gospodarzom zwycięstwo. A potem: „Dziubek, Dziubek!” – takie było przesłanie z widowni!
Do boksu gospodarzy powrócił trener Tom Coolen i, jak się później okazało, miał kilka uwag po adresem sędziego. W tyskiej drużynie wydawało się, że pozycja nr 1 została już rozstrzygnięta, a tymczasem czekała nas niespodzianka. Miejsce między słupkami zajął Szwed Mathias Israelsson, a w boksie pozostał Tomas Fuczik. Po raz kolejny poza składem znalazł się Kamil Lewartowski nad czym mocno bolejemy i pewnie będzie jeszcze okazja wrócić do tej absencji.
Dla obu zespołów i pewnie trenera Andreja Sidorenki to kolejne prestiżowe spotkanie, bo przecież ten szkoleniowiec zdobywał z Unią złote medale i… stracił mistrzostwo na rzecz GKS-u Tychy w 2005 r. To już historia, a liczy się tu i teraz.
W 1. odsłonie sporo się działo, choć utrzymał się wynik bezbramkowy. Gospodarze mieli wyśmienite sytuacje, ale Krystian Dziubiński (6 min) i Andrej Trandin (14) nie potrafili skierować krążka do siatki, bo szwedzki golkiper szybko się przesuwał i obaj trafili w jego parkany. Z kolei tyszanie grali 2 razy w liczebnej przewadze i nawet cały czas przebywali w strefie rywali, ale grali zbyt statycznie, by zaskoczyć czujnego Clarke’a Saundersa. W 17 min doszło do niecodziennej sytuacji. Sędzia Krzysztof Kozłowski przewrócił się na lód i nie mógł się pozbierać. W końcu z niego zjechał i gra była kontynuowana przez 3 arbitrów.
W kolejnej odsłonie zobaczyliśmy znów komplet sędziowski i sporo walki o każdy metr tafli. Nie obyło się bez emocjonujących momentów. W 30 min Jean Dupuy mocno uderzył i Saunders przepuścił krążek między parkanami, ale „guma” nie przekroczyła linii bramkowej. W polu bramkowym trwała walka o jej przechwycenie i doszło do szarpaniny – Nikołaj Stasienko oraz czupurny Dupuy powędrowali do boksu kar. Potem dołączył Marek Biro i przez 30 sek. gospodarze grali 4 na 3. Po tej przewadze byliśmy już przekonani, że o wszystkim może zadecydować jedno trafienie.