Rok temu w skiatlonie Polka wygrała próbę przedolimpijską w Pjongczangu, ale wtedy nie startowały Norweżki, Szwedki, Finki. Justyna Kowalczyk zdobyła w tej konkurencji brąz igrzysk w Vancouver, ale teraz przypomina, że bieg „łyżwą" jest dla niej męczarnią i trenowała styl dowolny z konieczności.
Dwukrotna mistrzyni olimpijska z sobotniego występu była zadowolona. Bieg łączony był dla niej przetarciem, kolejnym zgłębieniem tajników trasy, ale przede wszystkim okazją do zapoznania się – przez start – z pogodą. Podczas biegu był trzaskający mróz, wiał silny wiatr. Pani Justyna przyznała, że odmroziła sobie palce, ale nie tak bardzo, by bić na alarm. 17. miejsce uznała za przyzwoite, bo widać było, że w stylu klasycznym dotrzymuje kroku czołówce. Priorytetem dla naszej mistrzyni w Pjongczangu są sprint i 30 km klasykiem.
Mimo że Kowalczyk nie rzuciła wszystkich sił na pierwszą olimpijską konkurencję, była zdecydowanie najlepsza z Polek. Sylwia Jaśkowiec, Ewelina Marcisz zajmowały miejsca w czwartej dziesiątce (30. i 31.), a Martyna Galewicz była 40. Jaśkowiec przybiegła półtorej minuty za Kowalczyk. Bieg łączony wygrała zdecydowanie najlepsza w tym sezonie zawodniczka w tej konkurencji Szwedka Charlotte Kalla. O siedem sekund wyprzedziła Norweżkę Marit Bjoergen.
W pozostałych dyscyplinach, w których odbyły się w weekend zawody olimpijskie, Polacy niczym się nie wyróżnili, a w zdecydowanej większości zawiedli. Plan minimum wykonała na razie Natalia Maliszewska w short tracku, która awansowała do ćwierćfinału na 500 m. Odpadła Magdalena Warakomska. W saneczkarstwie Maciej Kurowski zajął 19. miejsce, najlepsze w historii swoich trzech występów na igrzyskach, choć przed rokiem na torze w Pjongczangu był 11.
Słabo wypadły biatlonistki w sprincie na 7,5 km. Najlepsza – Krystyna Guzik – była 28. To ulubiona konkurencja tej zawodniczki, można mówić o rozczarowaniu. Guzik narzekała na wiatr, zimno i złe samopoczucie. Zapowiedziała, że na 15 km zrekompensuje sobie te niepowodzenie.