Korespondencja z Pjongczangu
Były wątpliwości, czy hokej bez gwiazd NHL przyniesie emocje przystające do rangi igrzysk, ale po ćwierćfinałach wszystko jest jasne. Można wybierać, gdzie więcej się działo – czy w czasie rzutów karnych w meczu Czechy – USA, czy może lepsze widowisko dali Szwedzi i Niemcy, gdy o awansie rozstrzygnął złoty gol w dogrywce.
Pierwsi w Gangneung Hockey Centre grali Amerykanie i Czesi. Opowieści, że trener Tony Granato, jak kiedyś Herb Brooks, z drugoplanowych zawodników stworzy drużynę, która powtórzy sławny „Cud na lodzie” z 1980 roku w Lake Placid (amerykańscy amatorzy pokonali wówczas państwowych zawodowców z ZSRR), zostały brutalnie zweryfikowane. W rozgrywkach grupowych przez Rosjan, w ćwierćfinale przez Czechów.
Przy wyniku 2:2 po dogrywce, decydujący gol padł w karnych. Amerykanie nie strzelili żadnego z pięciu, Petr Koukal raz trafił i drugiej hollywodzkiej historii nie będzie.
Czesi mają pecha, że trafili w półfinale na Rosjan. Dotychczasowe wyniki ekipy OAR są takie: ze Słowacją 3:2, ze Słowenią 8:2, z USA 4:0 i z Norwegią w ćwierćfinale 6:1. Ilia Kowalczuk, Nikita Gusiew i inni strzelają na zawołanie. Paweł Daciuk podaje, zrozumiała ambicja niesie drużynę bez narodowych symboli. Na trybunach nie obowiązuje jednak żaden zakaz, więc flag Rosji i napisów niezostawiających miejsca na domysły, komu przybyli kibicują, było w hali bardzo dużo.