Jest taka teoria: doświadczony trener musi panować nad młodymi, rozgrzanymi głowami. Dlatego powinien nim być ktoś starszy, doświadczony, cieszący się autorytetem zdobytym kiedyś na boisku.
Czasem życie to potwierdza. Kiedy podczas mistrzostw Europy w roku 2008 reprezentacja Hiszpanii grała tiki-takę i każdy zawodnik, z Barcelony czy Realu, wiedział, co ma robić, 70-letni trener Luis Aragones nie był potrzebny. Ale był na tyle mądry, że potrafił pogodzić wybujałe ambicje gwiazd.
Dwa lata później, w większości z tymi samymi zawodnikami, tytuł mistrza świata zdobył 59-letni Vicente del Bosque. Cztery lata później, na mundialu w Brazylii, ten sam del Bosque już nie dał sobie rady. Dlatego że był starszy i wolniej reagował czy może ze względu na spełnionych sportowo zawodników, których ambicje zostały już zaspokojone?
Carlo Ancelotti, który w piłkarskim i trenerskim życiu osiągnął niemal wszystko, jest o dwa lata młodszy od Adama Nawałki. Najpierw na stanowisku trenera Bayernu zastąpił Pepa Guardiolę, przedstawiciela pokolenia, do którego należy przyszłość. Potem, kiedy przestał się w Monachium podobać, spekulowano, że jego miejsce zajmie ktoś młody.
Bayern jednak uznał, że w sytuacji, w jakiej znalazła się drużyna, nie ma co eksperymentować, i postawił na trenera, który od czterech lat był na emeryturze: Josefa Heynckesa. To jedno z najlepszych nazwisk w światowej piłce i fakt, że Heynckes ma 72 lata, nikogo w klubie nie przeraża.