Gołota znów się uśmiecha, rozdaje autografy i w swoim specyficznym stylu odpowiada na pytania dziennikarzy. Sam Colonna chwali go za sumienność na treningach, ale to nic nowego. Zawsze trenował ciężko, imponował pracowitością już w czasach amatorskich, gdy zaczynał karierę w warszawskiej Legii.
Gołota 5 stycznia skończył 40 lat. Dwadzieścia lat temu zdobył brązowy medal na igrzyskach olimpijskich w Seulu, wcześniej był wicemistrzem świata juniorów (Bukareszt - 1985) i złotym medalistą mistrzostw Europy juniorów (Kopenhaga - 1986). Pierwszą zawodową walkę stoczył w lutym 1992 roku. Do tej pory wygrał 40 pojedynków (33 przed czasem) przegrał 6. Czterokrotnie walczył o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Najpierw znokautował go Lennox Lewis, mistrz organizacji WBC, później zremisował z Chrisem Byrdem (IBF) i przegrał z Johnem Ruizem (WBA). Z Byrdem i Ruizem walczył w Madison Square Garden i już wtedy mógł zostać mistrzem świata, ale sędziowie nie byli mu przychylni. Ostatni raz walczył o tytuł 21 maja 2005 roku w Chicago i został upokorzony przez Lamona Brewstera, mistrza WBO, który potrzebował zaledwie 53 sekund, by zakończyć z nim pojedynek.
Ci, którzy nie znają Gołoty byli przekonani, że już nie wróci. Zarobił w ringu miliony dolarów, umiejętnie je zainwestował, nie musi pracować do końca życia. Ale to człowiek ambitny, nie tak chciał żegnać się z boksem.
Wrócił dwa lata później. Przyjechał do Katowic na galę zorganizowaną przez Bogusława Bagsika i witano go jak króla, brawami na stojąco. Przeciętny Jeremy Bates wytrzymał niespełna dwie rundy. Po tej walce obecny w Katowicach Don King obiecywał, że da Gołocie jeszcze jedną szansę i sprawi, że znów będzie bił się o mistrzostwo świata. King może wiele, ale nie jest wszechwładny więc Gołota sam musi pięściami wywalczyć sobie prawo do takiego pojedynku.
W październiku pokonał w szóstej rundzie dwumetrowego Irlandczyka Kevina McBride'a. Niewiele jednak brakowało, by to on przegrał przed czasem. Początek walki nie zapowiadał zwycięstwa tylko klęskę Polaka. McBride, mający na koncie wygraną przez nokaut ze starym, zniechęconym do boksu Tysonem, trafił kilka razy mocno i Gołota był na skraju nokautu. Cudem przetrwał i później chwilami przypominał tego, który w 1996 roku zachwycił cały świat nieprzeciętnymi umiejętnościami w dwóch przegranych (ciosy poniżej pasa) pojedynkach z Riddickiem Bowe'em.