Sukces nagrodą za pokutę

Turcja zagra w wielkim turnieju pierwszy raz od mundialu w 2002 roku. Po brązowym medalu w Korei i Japonii przyszło sześć chudych lat: dwa przegrane baraże i wielki wstyd po bijatyce ze Szwajcarami w Stambule. 11 czerwca będzie okazja do rewanżu.

Publikacja: 13.05.2008 18:06

Piłkarze Turcji na zgrupowaniu w Antalyi

Piłkarze Turcji na zgrupowaniu w Antalyi

Foto: AFP

Turcy zaczynają mistrzostwa 7 czerwca meczem z Portugalią w Genewie, ale to tylko bardzo ważne spotkanie o punkty. Cztery dni później w Bazylei stawką będzie coś znacznie ważniejszego, zwłaszcza dla tego narodu: utracona cześć. Po dwóch i pół roku Turcja znów spotka się ze Szwajcarią.

Poprzednie starcie miało miejsce na Sukru Saracoglu, stadionie Fenerbahce, i dla gospodarzy było wieczorem wstydu. Rewanżowy baraż o awans do mundialu 2006 Turcy wprawdzie wygrali 4:2, ale w Szwajcarii było 2:0 dla gospodarzy i oni awansowali. Tego kibicom w Stambule było za dużo: dwa lata wcześniej porażka w barażach o Euro 2004 z lekceważoną Łotwą, teraz ze Szwajcarią, która musi sobie naturalizować Turków, żeby coś znaczyć w reprezentacyjnym futbolu.

W deszczu rzucanych z trybun przedmiotów Szwajcarzy uciekli w stronę szatni, ale tam też nie było bezpiecznie. Bili ich ochroniarze, tureccy piłkarze, asystent trenera Fatiha Terima. Kopnięty mocno Stephane Grichting trafił do szpitala, jego lżej ranni koledzy dwie godziny czekali w szatni na eskortę policji. Szwajcarski szef FIFA Sepp Blatter był tak wściekły, że groził nawet wykluczeniem Turków z następnych eliminacji. Skończyło się na dyskwalifikacjach dla bijących i nakazie rozegrania trzech spotkań o punkty przy pustych trybunach, co najmniej 500 km od granic Turcji.

– To było otrzeźwienie – mówi „Rz” Gallip Oztürk, dziennikarz gazety „Sabah” i komentator tureckiej telewizji. – Mecz ze Szwajcarią będzie dla nas wyjątkowy, ale rozrób się nie spodziewam. Po pierwsze, na trybunach zasiądą przede wszystkim Turcy ze Szwajcarii, Austrii i Niemiec, nie tak gorącokrwiści. Po drugie, Fatih Terim tym razem przypilnuje, by nasi piłkarze wypowiadali się o rywalach z większym szacunkiem i nie dawali się prowokować. A po trzecie i najważniejsze: musi być spokojnie, bo inaczej rzeczywiście wykluczą nas z eliminacji do MŚ w RPA.

Zadana pokuta Turkom posłużyła. W eliminacjach najlepiej szło im właśnie na początku, gdy nie mogli grać w Stambule. Wybrali sobie stadion we Frankfurcie, sponsor kadry rozwiesił tam wielki plakat z wymalowanym tłumem kibiców, drużyna wygrywała mecz za meczem. Gdy w czwartym spotkaniu eliminacji pokonała w Pireusie Greków 4:1, federacja wstępnie zarezerwowała hotele w Austrii i Szwajcarii.

Hotele ostatecznie się przydały, ale walka o awans była długa i nerwowa. Tureckie kluby mają opinię drużyn swojego boiska, reprezentacja natomiast zdaje się lepiej grać z dala od domu. Woli, gdy rywal jest faworytem, źle znosi presję. Największe sukcesy odnosiła wówczas, gdy nikt na nią nie stawiał: brązowy medal azjatyckiego mundialu, awans do ćwierćfinału Euro 2000. Razem z rosnącymi oczekiwaniami pojawiają się problemy i eliminacje to potwierdziły. Po przegranych w Bośni i Hercegowinie oraz z Grecją u siebie, po remisach z Maltą i Mołdawią Turcy stracili to, co zdobyli wcześniej. Uratował ich znakomity ostatni tydzień eliminacji. Wygrali mecz o wszystko w Oslo, wyprzedzili Norwegów i utrzymali drugie miejsce w grupie, pokonując Bośniaków. Trzeci raz – po turniejach w 1996 i 2000 – awansowali do mistrzostw Europy. W finałach MŚ grali tylko dwukrotnie.

Nihat z podręcznika

Decydujące bramki w meczach z Norwegami oraz Bośnią i Hercegowiną strzelał Nihat Kahveci. W mistrzostwach świata w Korei i Japonii był wśród brązowych medalistów tylko jednym z wielu, teraz nie ma w kadrze większej gwiazdy od napastnika Villarreal. W Hiszpanii piszą o nim, że jest piłkarzem jak z podręcznika, czego się nie dotknie, zamienia w gole.

Umie właściwie wszystko – walczy, tworzy, strzela gole z rzutów wolnych. Usta podobno mu się nie zamykają, ale nie ma gwiazdorskich zapędów, zresztą w Villarreal szybko wybiliby mu je z głowy. Zdobył z tym klubem wicemistrzostwo Hiszpanii, tak jak w 2003 z Realem Sociedad, a między tymi sukcesami były dwie kontuzje, po których piłkarze często w ogóle nie wracają na boiska, nie mówiąc o powrocie do formy: zerwanie wiązadeł w kolanie w 2005 i 2006 roku.

Nihat był najlepszym piłkarzem tureckich eliminacji, jednak nie najskuteczniejszym. Wyprzedził go niezniszczalny Hakan Sukur, przede wszystkim dzięki czterem golom strzelonym Mołdawii. Sukur jest niezniszczalny, ale już niepotrzebny reprezentacji. Tak zdecydował podczas eliminacji trener Terim i ostatnio już go nie powołuje. 37-letniego napastnika Galatasaray nie ma też w 26-osobowej kadrze, która od niedzieli jest na zgrupowaniu w Antalii.

– Kibice są w tej sprawie podzieleni na dwa obozy. Jedni uważają, że Hakanowi brakuje już sił i szybkości, inni są zdania, że powinien dalej być w kadrze ze względu na to, co dla niej zrobił. Ja jestem w pierwszym obozie. Zbigniew Boniek też wiele zrobił dla polskiej reprezentacji, ale nikt nie proponuje, żeby jechał na Euro – mówi Gallip Oztürk.

Rozstanie z Sukurem było sygnałem od Fatiha Terima, że czas wreszcie odciąć się od przeszłości. Wcześniej trener często był krytykowany za zbytnie przywiązanie do starszego pokolenia. Od krytyki niedaleko było do obrażania i wyśmiewania, ale jak tłumaczy Terim, Turcy wszystko przeżywają ekstremalnie. – Jak radość, to na całego, jak smutek – też. Czasami trudno to znieść – mówi trener. Dla niego to już trzecie podejście do pracy z kadrą, a właściwie czwarte, bo między przegranym barażem ze Szwajcarią a wyborami nowego prezesa tureckiej federacji zrezygnował z pracy. Dał się przekonać do powrotu już 11 dni później.

Terim to największa trenerska sława tureckiego futbolu. Kiedyś dobry środkowy obrońca, 50-krotny reprezentant kraju, jako trener wywalczył z kadrą awans do Euro 1996 (pierwszy wielki turniej Turcji od 42 lat), a z Galatasaray Puchar UEFA. – Rewolucja w tureckiej piłce zaczęła się od niego. Pokazał nam, że niemożliwe jest możliwe, że Turek może prowadzić takie drużyny jak Fiorentina i Milan – mówi Oztürk. We włoskich klubach apodyktyczny Terim szybko skłócił się z prezesem (w Fiorentinie) i starszymi piłkarzami (w Milanie), ale w Turcji jego metody się sprawdzają. – To dyktator w dobrym sensie tego słowa. Jest twardy, ale lojalny. Jeśli piłkarz ma jakieś osobiste problemy, Terim nie tylko się nimi interesuje, ale też często pomaga je rozwiązać. Piłkarze naprawdę traktują go jak ojca.

To dzięki Terimowi od dwóch lat koszulkę reprezentacji Turcji zakłada Mehmet Aurelio, znany wcześniej jako Marco Aurelio. Brazylijski pomocnik Fenerbahce jest pierwszym naturalizowanym piłkarzem reprezentacji. Choć mieszka w nowej ojczyźnie od siedmiu lat, mówi po turecku, zmienił imię, to wielu kibiców nie było zachwyconych pomysłem Terima.

– Aż do pierwszego meczu. Wtedy zobaczyliśmy, że Turcji przybył nowy żołnierz. I to jaki: walczył jak „Braveheart”, poświęcał się. Nie mamy drugiego takiego defensywnego pomocnika jak on, więc dyskusja się skończyła – mówi Gallip Oztürk. Trener już przymierzał się do sprawdzania kolejnych Brazylijczyków, ale kibice zaprotestowali. Lubią ich, jak wszystkich cudzoziemców, ale jeden w drużynie wystarczy. I Terim posłuchał.

Jeśli nie będzie kontuzji, w podstawowym składzie Turcji podczas Euro zobaczymy większość znajomych twarzy. W bramce Rustu Recber, którego Terim odkrył kiedyś dla wielkiego futbolu, w obronie Hamit Altintop z Bayernu Monachium i Emre Asik z Ankaraspor, kolejny bohater mundialu w Korei i Japonii. W środku pomocy obok Marca Aurelio, Yildiray Bastuerk z VfB Stuttgart, w ataku w parze z Nihatem Tuncay, piłkarz Middlesbrough. Przy nich uczą się młodzi z tureckich klubów: obrońcy Gokhan Zan z Besiktasu i Hakan Balta z Galatasaray oraz boczni pomocnicy Arda Turan (Galatasaray) i Ugur Boral (Fenerbahce). Oni mają dać Turcji awans z grupy, a jeśli to się uda, wszystko będzie możliwe.

Turcy zaczynają mistrzostwa 7 czerwca meczem z Portugalią w Genewie, ale to tylko bardzo ważne spotkanie o punkty. Cztery dni później w Bazylei stawką będzie coś znacznie ważniejszego, zwłaszcza dla tego narodu: utracona cześć. Po dwóch i pół roku Turcja znów spotka się ze Szwajcarią.

Poprzednie starcie miało miejsce na Sukru Saracoglu, stadionie Fenerbahce, i dla gospodarzy było wieczorem wstydu. Rewanżowy baraż o awans do mundialu 2006 Turcy wprawdzie wygrali 4:2, ale w Szwajcarii było 2:0 dla gospodarzy i oni awansowali. Tego kibicom w Stambule było za dużo: dwa lata wcześniej porażka w barażach o Euro 2004 z lekceważoną Łotwą, teraz ze Szwajcarią, która musi sobie naturalizować Turków, żeby coś znaczyć w reprezentacyjnym futbolu.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta