– Słyszałem o tych rewelacjach – powiedział “Rz” prezes PZPN. – Nic takiego nie miało miejsca. Nie było też mowy o jakiejkolwiek nagrodzie za dobrą postawę w przegranym meczu z Niemcami. Po jego zakończeniu wszedłem do polskiej szatni z Grzegorzem Latą, przewodniczącym Klubu Wybitnego Reprezentanta, żeby podziękować piłkarzom. Ze strony zawodników nie było żadnej sugestii na temat pieniędzy, o żądaniach nie mówiąc. Spytałem jedynie Leo Beenhakkera i menedżera kadry Jana de Zeeuwa, czy mają jakieś potrzeby. Usłyszałem, że nie, wszystko jest w porządku. Wysokość premii została ustalona wcześniej i nie ma powodu tego zmieniać.

Premia jest uzależniona od wyników. Każdy zawodnik kadry otrzymuje 10 tys. euro za udział w fazie grupowej. Potem kwota zwiększa się do 5000 euro za mecz. Tyle samo dostają Artur Boruc, Jacek Bąk czy Michał Żewłakow, co piłkarze niemający szans wyjścia na boisko.

– To jest tzw. startowe. Płacimy za gotowość do pracy – mówi sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina. – Natomiast premie są czymś innym. UEFA ustaliła zasady, podobnie jak dzieje się to w Lidze Mistrzów. Za zwycięstwo w meczu grupowym federacja krajowa otrzymuje milion euro, a za remis 500 tys. Za wyjście z grupy jest dodatkowa premia w wysokości 2 mln. PZPN postanowił przeznaczyć 40 procent od każdej kwoty dla piłkarzy. Po porażce z Niemcami nie zarobili nic. Jeśli pokonają Austrię, otrzymają 400 tys. euro, za remis będą mieli 200 tys., a za awans do ćwierćfinałów dodatkowo 800 tys. Takie są zasady.

O wysokości premii dla piłkarzy decydują federacje krajowe. Według naszych informacji wahają się one w granicach 25 – 40 procent wpływów od UEFA. Stawka ustalona przez PZPN jest jedną z najwyższych. Za tytuł mistrza Europy każdy piłkarz otrzymałby 940 tys. euro. Mniej więcej tyle samo dla swoich graczy przeznaczyły federacje Niemiec i Chorwacji.