Co powiedział pan sędziemu Howardowi Webbowi na boisku po meczu?
Leo Beenhakker:
Wszedłem na boisko, by jak najszybciej zapędzić swoich piłkarzy do szatni, żeby żaden z nich nie próbował dyskutować z arbitrem. Mogłoby to mieć przykre konsekwencje. Sędziemu nic nie mówiłem, chociaż ciągle uważam, że popełnił błąd. Widziałem tę sytuację już 30 razy i gdyby za każdym razem odgwizdywał faule po takich zagraniach, rzutów karnych w tym meczu byłoby pięć. Dla obu drużyn.
Nie uważa pan, że trochę za dużo mówi się o tym karnym? Polska zagrała słaby mecz – w pierwszych 20 minutach, gdyby nie świetne interwencje Artura Boruca, mogliśmy stracić trzy gole...
Mamy w drużynie Boruca właśnie po to, żeby bronił. Ale muszę się zgodzić, że początek meczu był dla nas fatalny. Niestety, chociaż nad tym pracujemy, mamy problemy z utrzymaniem koncentracji w pierwszym kwadransie. Chłopcy grali jednak zgodnie z założeniami, mieliśmy zaatakować, gdy już przetrzymamy pierwsze próby gospodarzy. Powinniśmy wygrać 3:0 i wtedy ten karny byłby bez znaczenia, przecież o tym wiem. Tyle tylko, że będąc z piłkarzami przez miesiąc, widząc, jak ciężko pracowali, nie mogę się pogodzić z krzywdzącą decyzją sędziego i bardzo mnie ona boli. Umówmy się jednak, że gdybyśmy utrzymali 1:0 do końca, przyszlibyście do mnie z zupełnie innymi pytaniami. Teraz szanse na awans mamy tylko matematyczne, chłopcy są przybici, nikt się nie uśmiecha. Żal mi też tysięcy polskich fanów, którzy nie zasłużyli na taki zawód.