Zgoda, zagrali gorzej, niż można się było spodziewać. Ale właściwie dlaczego spodziewaliśmy się lepszego meczu w ich wykonaniu?
Ze słabej drużyny, która grała na mistrzostwach Europy, nie zobaczyliśmy sześciu zawodników: Artura Boruca, Jacka Bąka, Dariusza Dudki, Macieja Żurawskiego, Euzebiusza Smolarka, Wojciecha Łobodzińskiego. To więcej niż 50 procent składu. Zastąpienie takiej grupy nie jest proste z dwóch powodów. Po pierwsze – nie ma na razie następców większości wymienionych. Po drugie – choćby nawet byli, to muszą najpierw pobyć ze sobą, poznać się w kilku meczach, żeby funkcjonować dobrze jako drużyna. Im umiejętności więcej, tym taki proces trwa krócej. W naszym przypadku będzie trwał bardzo długo i nie ma żadnej pewności, że zakończy się sukcesem.
We Wrocławiu bardzo dobrze zagrał Jakub Błaszczykowski, dobrze – Łukasz Fabiański i Michał Żewłakow. Pozostali oblali egzamin. Na pytanie, kto nie zdał, bo egzamin był dla niego zbyt trudny, a kto tylko dlatego, że się nie przygotował, odpowiedź jest trudniejsza. Obrońca Marcin Kowalczyk wyjeżdżał z Polski z opinią wyjątkowego talentu, a we Wrocławiu w ogóle nie wiedział, o co chodzi. Roger miał swoje pięć minut na Euro i od tamtej pory przestał się wyróżniać. Mariusz Lewandowski był niewidoczny, Rafał Murawski też. Ta trójka to pomocnicy, ludzie, którzy powinni mieć największy wpływ na grę. Myślenie, że grę poprowadzi Tomasz Bandrowski, jest naiwnością. Krótko mówiąc – jedni zawiedli, inni nie dorośli.
A trener nie pomógł. Leo Beenhakker wystawił trzech obrońców przeciw Ukrainie na jej boisku we Lwowie i czterech na swoim przeciw jednemu słoweńskiemu napastnikowi. W ataku zostawił jednego Łukasza Piszczka, który nie tylko nie mógł liczyć na wsparcie, ale w dodatku grał na pozycji, która mu nie odpowiada. A nie jest to napastnik, który może sam wygrać mecz. Zmiana Rogera na Marka Saganowskiego to był akt rozpaczy – wpuszczę napastnika, może coś to da. Nic nie dało. Nieznani słoweńscy piłkarze realizowali bez większych przeszkód swoją taktykę i mieli więcej szans na zwycięstwo niż my.
Alf Ramsey, słynny menedżer reprezentacji Anglii, powiedział kiedyś: „Jeśli zawodnicy nie potrafią ze sobą grać, to znaczy, że trener popełnił błąd przy selekcji”. Mały wybór trochę błądzącego trenera tłumaczy, ale nie do końca.