Rz: Ile to już minęło wspólnego, rodzinnego życia z dala od Polski?
Tomasz Adamek:
Miesiąc. Dla mnie ta zmiana nie jest aż tak odczuwalna. Bywało przecież, że siedziałem na obczyźnie sam, przez kilka miesięcy przygotowując się do kolejnej walki. Ale dla żony i dzieciaków to na pewno szok. Z małej wsi Gilowice przeprowadzili się pod Nowy Jork. Z naszego apartamentu jedziemy na Manhattan samochodem tylko kilka minut. Córki chodzą już do szkoły i uczą się angielskiego, podobnie żona, która chce tu nostryfikować pielęgniarski dyplom wyższej uczelni. Ja dwa razy w tygodniu też biorę lekcje.
Pana celem jest tylko walczyć i wygrywać?
I zarabiać, by utrzymać rodzinę. Jak zdobędę znów pas mistrza świata, to będę go bronił co trzy, cztery miesiące. Ludzie są tu bogaci, lubią oglądać dobry boks, więc chcę być dobrze wynagradzany.