Armstrong chciał sekrety powrotu odkryć sam, podczas konferencji "Global Summit" organizowanej przez Billa Clintona, ale zbyt wiele osób było wtajemniczonych w sprawę, by niknąć przecieków.

Jednym z tych, którzy wyszli przed szereg, był Nikołaj Proskurin, wiceprezes związku kolarskiego Kazachstanu. To Proskurin potwierdził, że amerykański kolarz będzie jeździł w zespole Astana, sponsorowanym przez grupę kazachskich przedsiębiorstw. Premier stanu Południowa Australia Mike Rann dodał, że to właśnie u niego, w Tour Down Under, Armstrong wróci w styczniu po trzyletniej przerwie.

Samemu kolarzowi pozostało już tylko wyjaśnić, po co właściwie wraca. Stojąc przed zgromadzonymi w Nowym Jorku gwiazdami showbiznesu, politykami, uczonymi ogłosił, że robi to, by wspomóc walkę z rakiem.

– Mój sposób, by wypowiedzieć to przesłanie, to jazda rowerem przez świat, od Australii po Francję – mówił siedmiokrotny zwycięzca Tour de France, który 12 lat temu wygrał z rakiem jąder. – Nie obiecam ósmego zwycięstwa w TdF, ale mogę zagwarantować, że przesłanie Armstronga chwyci.

Amerykanin chce nie tylko dojechać do Paryża, ale też zorganizować tam w lecie przyszłego roku szczyt poświęcony walce z rakiem. Nie wiadomo, co na to Francuzi, którzy Armstronga nie znoszą, a Astanę wykluczyli z ubiegłorocznego TdF i nie dopuścili do edycji 2008 z powodu afer dopingowych. Amerykanin zapowiedział już, że jeśli nie zostanie dopuszczony do wyścigu, zażąda rozmowy z prezydentem Nicolasem Sarkozym.