W ciągu najbliższych dni MKOl ma dać Europejskiej Unii Nadawców (EBU) odpowiedź, czy zgadza się na jej ofertę złożoną w przetargu na prawa do zimowych igrzysk w 2014 i letnich w 2016. Jak mówi „Rz” Robert Korzeniowski, szef sportu w Telewizji Polskiej – należącej do EBU i transmitującej igrzyska od lat 60. – odpowiedź może nadejść w każdej chwili.
– Od niej może zależeć przyszłość ruchu olimpijskiego w Europie – zapowiada Korzeniowski. A na pewno przyszłość rynku praw transmisji sportowych. Od kiedy telewizja wkroczyła na igrzyska, w Europie zawsze pokazywały je wyłącznie stacje zrzeszone w EBU.
Do tej organizacji należą nadawcy publiczni z 56 krajów. Kupowali oni prawa od MKOl wspólnie, płacąc składkę adekwatną do siły rynku telewizyjnego w danym kraju. Przez blisko pół wieku trzymali stacje komercyjne z dala od praw do igrzysk. Ale to się właśnie zmienia, obrona i tak udawała się bardzo długo. Monopol EBU na piłkarskie mistrzostwa świata i Europy upadł wcześniej.
Oferta, którą EBU złożyła MKOl 15 listopada, jest już drugą w obecnym przetargu. Pierwszą propozycję Unii szefowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego uznali za niepoważną. Według nieoficjalnych informacji europejscy nadawcy publiczni mieli zaproponować mniej więcej tyle, ile w poprzednim przetargu, gdy za prawa do igrzysk 2010 w Vancouver i 2012 w Londynie zapłacili ok. 600 mln euro. MKOl oczekiwał znacznej podwyżki.
– W nowej ofercie suma wzrosła zdecydowanie, ale nie mogę mówić o szczegółach. Zdradzę tylko, że TVP swoją kwotę wnoszoną do przetargu zwielokrotniła – mówi Korzeniowski.