Evander Holyfield: z miłości do Boga, boksu i kobiet

Kiedyś mówiono, że wielcy nigdy nie wracają. Dziś wracają nieustannie, coraz starsi. 46-letni Evander Holyfield stanie jutro w Zurychu do walki z Nikołajem Wałujewem: o pas mistrza WBA i pieniądze na spłatę długów.

Aktualizacja: 19.12.2008 13:21 Publikacja: 19.12.2008 00:42

Evander Holyfield: z miłości do Boga, boksu i kobiet

Foto: Reuters

Urodził się w małym miasteczku Atmore w stanie Alabama, ale dorastał w Atlancie. Annie Laura Holyfield, matka przyszłego mistrza boksu, zdecydowała o przeprowadzce do tego miasta, gdy Evander miał dwa lata. To ona podejmowała w domu życiowe decyzje, to ona nauczyła swoje dzieci, że kluczem do sukcesów jest ciężka praca.

Holyfield od dziecka marzył o karierze futbolisty i śnił nocami, że jest zawodnikiem Atlanta Falcon. Zaczął nawet treningi, ale szybko się okazało, że ma wielki talent do zupełnie innej dyscypliny. A Carter Morgan, jego pierwszy trener, powiedział mu, że jeśli będzie wytrwały i nie stchórzy, kiedyś zostanie mistrzem świata wagi ciężkiej. Evander miał wtedy osiem lat, ale do dziś dobrze pamięta te słowa.

[srodtytul]Szczęście i smutek w Los Angeles[/srodtytul]

Pod okiem Morgana nie przegrał żadnej walki przez pierwsze trzy lata. Gdy kończył amatorską karierę, miał na koncie 169 zwycięstw i tylko 11 porażek.

W 1983 roku reprezentował Stany Zjednoczone na Igrzyskach Panamerykańskich w Wenezueli. Przywiózł z nich srebrny medal. Kilkanaście miesięcy później wygrał ogólnokrajowy turniej Złote Rękawice, kończąc wszystkie walki przed czasem. Tak zdobył miejsce w ekipie na igrzyska w Los Angeles.

Od tej pory nie był już tylko czarnoskórym utalentowanym pięściarzem. Był Amerykaninem i olimpijczykiem. On, chłopak z Alabamy, z wielodzietnej, biednej rodziny, reprezentował Stany Zjednoczone na największej imprezie sportowej, jaką zna świat. W Los Angeles przeżył jednak sportowy dramat. Był najlepszy, ale nie było mu dane wysłuchać amerykańskiego hymnu. W półfinale kategorii półciężkiej został zdyskwalifikowany, ponieważ zadał nokautujący cios po komendzie „stop”.

Do dziś twierdzi, że sędzia go skrzywdził, ale nie rozpamiętuje tego. – Dla mnie najważniejszy był fakt, że wtedy tam byłem. Tego, co przeżyłem, nikt mi nie odbierze.

Pierwsze pieniądze zarobił jako porządkowy na Fulton County Stadium w Atlancie. Był też ochroniarzem i pracownikiem stacji benzynowej przy lotnisku. Mówi, że lubił nalewać ludziom benzynę. Była okazja, by chwilę porozmawiać, a on nigdy nie stronił od rozmów.

To były czasy, kiedy kupił sobie pierwszy samochód, pontiaca le mans, maszynę marzenie. Później, gdy zarabiał w ringu miliony, stać go było na najdroższe i najlepsze samochody, ale wtedy taki zakup smakował zupełnie inaczej.

Tak samo jak walka. Wychodził cały podenerwowany, zwłaszcza gdy bił się ze znacznie starszymi od siebie bokserami. Dziwnie czuł się też wtedy, gdy musiał uderzyć rywala noszącego wąsy. Wąsy dodawały przeciwnikowi powagi, czyniły go starszym, niż był w rzeczywistości. A on miał zawsze szacunek dla starszych.

[wyimek]Jest bardzo religijny, do ringu idzie z pieśnią na ustach i wierzy, że Bóg chce jego zwycięstw[/wyimek]

Jest bardzo religijny. Ma przydomek Holy (Święty), do walki idzie z pieśnią kościelną na ustach. Wierzy, że Bóg chce jego wygranej. Lennox Lewis przed laty zarzucił mu, że jest hipokrytą. – Mówi tak dużo o Bogu, a ma tyle nieślubnych dzieci. Porzuca żony jedną po drugiej. Zdradza je i dalej twierdzi, że najważniejsi są Bóg i rodzina – denerwował się Lewis. Wypominał to Holyfieldowi publicznie kilka razy, ale jego ciężko jest wyprowadzić z równowagi.

Przed drugą walką z Mike’em Tysonem, w czerwcu 1997 roku, większość fachowców stawiała na zwycięstwo „Bestii”. Tyson był wspaniale przygotowany, na konferencji prasowej tryskał pewnością siebie i optymizmem. Do czasu, gdy podczas oficjalnego ważenia Holyfield spojrzał mu prosto w oczy. – Jest w nim coś, czego nawet ja się boję – mówił kiedyś o sile tego spojrzenia trener Holyfielda Don Turner. Tyson zszarzał, skurczył się i już go nie było.

Przez wiele lat Holyfield był ulubieńcem Ameryki. Grał w filmach, niósł olimpijski ogień podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Atlancie, wygrywał plebiscyty popularności. Mówiono, że jest jak stal, która hartuje się w ogniu. Im w ringu ciężej i goręcej, tym był lepszy.

Wystarczy przypomnieć sobie historyczne walki z George’em Foremanem czy Riddickiem Bowe’em. O tym drugim Holyfield mówi, że to najbardziej utalentowany pięściarz wagi ciężkiej, z jakim walczył. – Miał prawie dwa metry wzrostu, nokautujące uderzenie i bardzo szybkie ręce. Uwielbiał bić się w półdystansie, co nie wszyscy ludzie o jego gabarytach potrafią.

Zawsze uparcie dążył do wytyczonego celu. Olimpijski medal zdobył w wadze półciężkiej, ale już wtedy powiedział, że przyjdzie taki dzień, kiedy zostanie zawodowym mistrzem wagi ciężkiej. Wiele lat pracował z najlepszymi kulturystami świata, budując masę mięśniową.

Pierwszą zawodową walkę stoczył jednak w wadze półciężkiej. 15 listopada 1984 roku w nowojorskiej Madison Square Garden znokautował w szóstej rundzie Lionela Byarma. W lipcu 1985 roku pokonał Tyrone’a Booze’a już w kategorii junior ciężkiej. Kiedy wygrał z Dwightem Muhammadem Qawim i odebrał mu pas mistrza świata organizacji WBA, prestiżowy „The Ring” pisał, że to była najlepsza walka lat 80. w tej wadze.

W wadze ciężkiej zadebiutował latem 1988 roku. Dwa lata później znokautował pogromcę Mike’a Tysona Jamesa Bustera Douglasa i został mistrzem świata trzech najważniejszych federacji. Przepowiednia trenera Morgana się spełniła.

[srodtytul]Niezwykła trylogia[/srodtytul]

W pierwszej walce w obronie tytułu pokonał 42-letniego George’a Foremana. W 1991 roku miał walczyć z Tysonem, ale ten najpierw doznał kontuzji, a później został skazany na sześć lat więzienia za gwałt na Desiree Washington. Dopiero gdy opuścił więzienne mury, przedterminowo zwolniony, mogli przystąpić do negocjacji.

Obie walki z Tysonem rozgrzały świat, ale wcześniejsze pojedynki Holyfielda też mają swoje miejsce w historii boksu. Chociażby ta z Larrym Holmesem. „Holy” doznał w niej pierwszego w karierze urazu, Holmes rozbił mu łokciem łuk brwiowy, ale mistrz pokonał byłego mistrza jednogłośnie na punkty.

Później stoczył trzy niesamowite pojedynki z Bowe’em. W pierwszym padł na deski w 11. rundzie i stracił tytuł. Rewanż rozegrano 6 listopada 1993 roku, też w Las Vegas. W trakcie siódmej rundy jakiś szalony paralotniarz wylądował na ringu nad głowami bokserów i zaplątany wisiał na linach. Judy Bowe, ciężarną żonę Riddicka, odwieziono do szpitala.

20 minut później walkę można było kontynuować. Holyfield odzyskał mistrzowski pas.

Nie na długo. W kwietniu 1994 roku pokonał go Michael Moorer i został pierwszym w historii zawodowego boksu leworęcznym mistrzem świata wagi ciężkiej. Jego z kolei znokautował 45-letni Foreman i został najstarszym czempionem tej kategorii.

Przed trzecim pojedynkiem z Bowe’em, zamykającym niezwykłą trylogię ich ringowych wojen, Holyfield pokonał mistrza olimpijskiego z Seulu (1988) Raya Mercera, rzucając go przy tym na deski. Był pierwszym, który tego dokonał. A ostatnia wojna z Bowe’em wcale nie musiała się skończyć porażką Holyfielda przez nokaut.

Zanim padł nieprzytomny w ósmej rundzie, zwalił Bowe’a na deski solidnym lewym sierpowym. Później Holyfield przyznał, że chorował przed tą walką na żółtaczkę.

Nie posłuchał tych, którzy z troski o jego zdrowie radzili, by zakończył karierę. Nie mógł zrezygnować z pojedynków, które przyniosą mu fortunę, z walk z Tysonem.

[srodtytul]Wieczór za 35 milionów[/srodtytul]

W pierwszej to „Bestia” był zdecydowanym faworytem. Bukmacherzy płacili 25: 1 za wygraną Holyfielda. Ci, którzy na niego postawili, zarobili krocie, bo faworyt został poddany przez sędziego ringowego w 11. rundzie. Osiem miesięcy później, 28 czerwca 1997 roku, nastąpił rewanż, który wstrząsnął światem.

Mills Lane, szeryf z Reno, który sędziował ten pojedynek, powie po walce, że czegoś podobnego jeszcze w ringu nie przeżył. Tyson odgryzł Holyfieldowi kawałek ucha, został zdyskwalifikowany w trzeciej rundzie i pozbawiony części swego 30-milionowego honorarium. Stracił 10 procent tej sumy oraz licencję stanu Nevada.

Holyfield zarobił 35 milionów, a pojedynek przyniósł gigantyczne dochody telewizji pay per view (płać i oglądaj). Sprzedano 1,94 mln przyłączy po 59,95 dolara każde. Rekord ten został pobity dopiero rok temu, gdy na walkę Oscara De La Hoi z Floydem Mayweatherem juniorem sprzedano 2,4 mln przyłączy w takiej samej cenie.

Kolejne lata utrwaliły sławę Holyfielda. Dwie walki z Lennoksem Lewisem (remis i porażka) i trylogia z Johnem Ruizem (zwycięstwo, porażka, remis) sprawiły, że na konto ulubieńca Ameryki wpłynęły dziesiątki milionów dolarów. Holyfield pokazywał w kolorowych magazynach swój liczący 109 pokoi i 17 łazienek pałac pod Atlantą i nowe żony. Za każdym razem powtarzał też, że będzie pierwszym w historii, który po raz piąty zdobędzie pas mistrzowski w wadze ciężkiej.

Nie dotrzymał słowa. Pierwszej szansy nie wykorzystał w trzeciej walce z Ruizem. Później w kolejnych starciach o tytuł pokonali go jeszcze Chris Byrd i Sułtan Ibragimow. A w pojedynkach, w których stawką nie był pas, przegrał z Jamesem Toneyem i Larrym Donaldem. W sierpniu 2005 roku Komisja Sportowa stanu Nowy Jork odebrała mu licencję w obawie o jego zdrowie. Ale i tym razem Holyfield postawił na swoim. Przeszedł pomyślnie liczne testy medyczne i wrócił na ring w 2006 roku. Wygrał kolejne cztery walki i w październiku 2007 r. znów się bił o mistrzostwo WBO. Przegrał wprawdzie w Moskwie z leworęcznym Rosjaninem Ibragimowem wyraźnie na punkty, ale pokazał dobrą formę.

[wyimek]Był ulubieńcem Ameryki. Grał w filmach, wygrywał plebiscyty, niósł olimpijski ogień w Atlancie[/wyimek]

W lutym tego samego roku wziął udział w amerykańskiej edycji „Tańca z gwiazdami” i w parze z polską tancerką Edytą Śliwiński zajęli piąte miejsce. W sierpniu pokazał się w zawodowym wrestlingu, kasując przy tym niezłą sumkę.

Od dawna wiadomo, że czterokrotny mistrz świata wagi ciężkiej ma poważne problemy finansowe. Z 248 milionów dolarów, które zarobił w ringu, pozostało niewiele. W czerwcu tego roku jego pałac pod Atlantą został wystawiony na licytację za śmieszną sumę 10 milionów.

Holyfield płaci gigantyczne alimenty, prawie 5 mln dolarów rocznie, na 11 swoich dzieci: sześciu synów i pięć córek, wynik związków z pięcioma kobietami. Trzy z nich były jego żonami. Najmłodsze dziecko ma trzy lata, najstarsze 24.

A honoraria za kolejne walki są coraz niższe. Za pojedynek z Ibragimowem Amerykanin dostał milion dolarów, a sobotnie zderzenie w Hallenstadion w Zurychu z ogromnym Wałujewem wzbogaci jego chude już konto o „zaledwie” 600 tysięcy.

[srodtytul]Miś ze Wschodu[/srodtytul]

I co trzeba podkreślić, w walce z mierzącym 213 cm i ważącym prawie 150 kilogramów Nikołajem Wałujewem Amerykanin nie będzie faworytem. Rosjanin jest najwyższym i najcięższym mistrzem w historii. Gdy stanęli do ważenia, Holyfield był od niego niższy o głowę. Wałujew nigdy nie walczył amatorsko, a na zawodowym ringu pojawił się późno, w wieku 20 lat. I nic nie wskazywało na to, że zrobi taką karierę. Przypominał misia z cyrku, który co najwyżej może rozbawić publiczność.

Ciężki wieloletni trening pod okiem fachowców zrobił jednak swoje. 35-letni Rosjanin potrafi dziś uderzyć solidnym lewym prostym, umie skontrować prawym i zatrzymać rywala podbródkowym. Jest szybszy, niż sądzą ci, którzy go krytykują. W ubiegłym roku stracił wprawdzie tytuł w walce z niższym o głowę Rusłanem Czagajewem, ale odzyskał go, pokonując 30 sierpnia Johna Ruiza (kontuzjowany Czagajew nie mógł stanąć do rewanżu i został ogłoszony „mistrzem w zawieszeniu” – champion in recess).

Gdyby w listopadzie Andrzej Gołota pokonał w Chinach Raya Austina, to on byłby w Zurychu rywalem Wałujewa. A tak kolejną szansę postara się wykorzystać Holyfield. Jeśli wygra, co mało prawdopodobne, zostanie najstarszym w historii mistrzem wagi ciężkiej. I wreszcie będzie miał swój piąty tytuł.

[ramka][b]Sylwetka[/b]

Evander Holyfield urodził się 19 października 1962 roku w Atmore w stanie Alabama. Karierę zaczynał w boksie amatorskim – odniósł 169 zwycięstw (75 przez KO) i poniósł 11 porażek. Reprezentował USA na igrzyskach panamerykańskich (1983) w Wenezueli, gdzie zdobył srebrny medal, i podczas olimpiady w Los Angeles w 1984 roku (brązowy medal). Karierę zawodową zaczął w październiku tego samego roku w wadze półciężkiej. Szybko przeszedł do kategorii junior ciężkiej, a w 1990 roku został mistrzem świata trzech federacji w wadze ciężkiej. Stoczył trzy zacięte pojedynki z Riddickiem Bowe’em, ale jeszcze słynniejsze stały się jego starcia z Mike’em Tysonem. Do ubiegłego roku rewanżowa walka z Tysonem była rekordowa pod względem przychodów telewizji pay per view (1,94 mln). Od pewnego czasu ma kłopoty finansowe.

[/ramka]

Urodził się w małym miasteczku Atmore w stanie Alabama, ale dorastał w Atlancie. Annie Laura Holyfield, matka przyszłego mistrza boksu, zdecydowała o przeprowadzce do tego miasta, gdy Evander miał dwa lata. To ona podejmowała w domu życiowe decyzje, to ona nauczyła swoje dzieci, że kluczem do sukcesów jest ciężka praca.

Holyfield od dziecka marzył o karierze futbolisty i śnił nocami, że jest zawodnikiem Atlanta Falcon. Zaczął nawet treningi, ale szybko się okazało, że ma wielki talent do zupełnie innej dyscypliny. A Carter Morgan, jego pierwszy trener, powiedział mu, że jeśli będzie wytrwały i nie stchórzy, kiedyś zostanie mistrzem świata wagi ciężkiej. Evander miał wtedy osiem lat, ale do dziś dobrze pamięta te słowa.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie