Minęły dwa tygodnie i ówczesne komentarze o większości zespołów trzeba zmieniać. Stanowcze opinie w piłce są ryzykowne. Znam takich, którzy mówili, że Manchester rozbije Liverpool, i logicznie to uzasadniali. Wynik sobotniego meczu – 4:1 dla Liverpoolu. Z polskimi drużynami sytuacja jest podobna. Mało która jest zawsze dobra lub bez przerwy słaba. Kiedyś kryzys zaczyna się lub kończy, ktoś ma lepszy lub gorszy dzień. Zmiana klubu wychodzi piłkarzowi na dobre albo na złe.

Oglądając Roberta Szczota w ŁKS, dziwiłem się, że klub oddał go do Jagiellonii, i z przyjemnością teraz patrzę, jak stara się wykorzystać swoją szansę w Zabrzu pod okiem Henryka Kasperczaka. Takich piłkarzy jest więcej, tylko muszą znaleźć swoje miejsce. Ale ilu mamy takich trenerów jak Kasperczak, którzy patrząc na zawodnika, wiedzą, w jaki sposób można rozwinąć jego talent? Jedynym klubem, który gra wciąż na przyzwoitym poziomie, jest Lech. Nawet kiedy mu nie idzie, jak wczoraj w Zabrzu, potrafi wyjść z tarapatów obronną ręką. Franciszek Smuda korzysta z niemieckich wzorów szkoleniowych i może to sprawia, że prowadzone przez niego drużyny, wychodząc na boisko, nie biorą pod uwagę porażki. To nie przypadek, że wczoraj Lech uratował remis w ostatniej minucie, a w Bełchatowie w doliczonym czasie zapewnił sobie zwycięstwo. Łatwo przypomnieć sobie taką grę w wykonaniu niemieckich drużyn. Akurat w futbolu są to dobre wzory. Pytanie, czy Lech, który musiał wcześniej zaczynać sezon (mecze z Udinese), utrzyma wysoką formę do końca rozgrywek, na razie nie ma sensu. Miały swoje passy Barcelona, Manchester i Real, ma i Lech. Wszystko kiedyś się kończy, a klasę piłkarzy i trenera poznaje się po tym, jak dają sobie radę z kłopotami.

[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/03/15/nie-ma-mocnych/]na blogu[/link][/ramka]