Żelazne płuca, wielkie serce

Zmarł Stanisław Królak. Kiedy w 1956 roku jako pierwszy polski kolarz wygrał Wyścig Pokoju, przestał być zwykłym sportowcem, został bohaterem. Również bohaterem legendy o Polaku, który lał Ruskich pompką do roweru

Publikacja: 02.06.2009 04:58

Królak na pożegnaniu Stadionu X-lecia, 2007 rok

Królak na pożegnaniu Stadionu X-lecia, 2007 rok

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Niespełna rok temu, 1 sierpnia 2008 roku, Królak otrzymał od prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Redaktor Bogdan Tuszyński, znakomity sprawozdawca radiowy, dziś między innymi historyk kolarstwa i prasy sportowej, wspomina, że ostatni raz widział się z Królakiem kilka tygodni później.

6 września zamykano Stadion Dziesięciolecia. Znaleźli się tam nieprzypadkowo. 22 lipca 1955 roku obaj byli przy otwarciu tego stadionu. – Nie wyglądał najlepiej. Nie dawał tego poznać po sobie, ale wiedziałem, że jest poważnie chory – mówi Tuszyński, który komentował dla Polskiego Radia najważniejsze wyścigi w karierze Królaka, między innymi ten najsłynniejszy Wyścig Pokoju z 1956 roku.

Królak zdobył wówczas koszulkę lidera w dramatycznych okolicznościach, na etapie z Lipska do Karl-Marx-Stadt (dziś Chemnitz) liczącym 190 kilometrów. Na trasie, w miasteczku Meerane, było strome wzniesienie zwane ścianą płaczu. Niektórzy kolarze zsiadali z rowerów, by je pokonać.

[wyimek]Za wygranie Wyścigu Pokoju dostał motocykl. Sprzedał go i zaprosił kolegów z drużyny na kolację [/wyimek]

Wtedy pierwszy sforsował ścianę Włoch Aurello Cestari, który miał nad Królakiem aż trzy minuty przewagi. Ale ten nie zamierzał się poddać i ruszył w pogoń. Początkowo wspólnie z silnym Rumunem Constantinem Dumitrescu, a później już samotnie.

Bogdan Tuszyński, który relacjonował wyścig wraz z Witoldem Dobrowolskim, tak wspomina niesamowite zakończenie tego etapu. – 30 kilometrów przed metą rozstaliśmy się z kolarzami i popędziliśmy samochodem na stadion w Karl-Marx-Stadt. Wtedy jeszcze prowadził Cestari i nic nie wskazywało, że to się zmieni. Kiedy więc na stadionie pojawił się zabłocony kolarz w niebieskiej koszulce, Witek krzyczał: Cestari, Włoch, Cestari. A ja patrzę i widzę, że to nie Cestari, tylko Królak.

– Polacy byli wtedy liderami klasyfikacji drużynowej, jechali w koszulkach łudząco podobnych do włoskich, ale ja Królaka poznałem po nogach. Silnych, muskularnych. Więc daję znaki Dobrowolskiemu, że to nie Cestari, tylko Królak, ale on za bardzo nie wie, o co chodzi, nie może uwierzyć. Wreszcie zrozumiał i krzyknął do mikrofonu, że to Królak finiszuje, że to Polak będzie zwycięzcą – opowiada “Rz” Tuszyński.

O tym, czy Polak zostanie również zwycięzcą całego wyścigu, miał zadecydować etap do Karlowych Warów. Ruszyli po dniu przerwy i niewiele brakowało, by Królak stracił żółtą koszulkę lidera. W pewnym momencie jechał kilka minut za czołówką, co oznaczało, że wyścig wygra Dumitrescu. Ale Polak potrafił przełamywać kryzysy jak mało kto. W towarzystwie kolarzy z francuskiej Polonii odrobił większość strat i uratował koszulkę lidera.

Za wygraną w Wyścigu Pokoju otrzymał motocykl marki WFM. Marian Więckowski, inny świetny kolarz z tamtych lat, pamięta, że mocno poobijany motocykl przywieziono do Warszawy ciężarówką. Królak go sprzedał i, jak wspomina Więckowski, zaprosił kolegów z drużyny na dobrą kolację.

Ten sukces zapewnił mu miejsce w historii polskiego sportu. Wyścig Pokoju był wtedy zjawiskiem ogólnospołecznym, każdy obywatel Polski Ludowej wiedział o nim wszystko. Słynna zwycięska wspinaczka pod Meerane i wygrana w klasyfikacji generalnej tej niezwykle wtedy popularnej imprezy oznaczała sławę wykraczającą poza sport.

– Zobacz, Królak idzie! – słyszał za plecami, gdziekolwiek się ruszył. W latach 50. był kimś więcej niż tylko dobrym kolarzem, który wygrał Wyścig Pokoju. Był bohaterem, który lał Ruskich pompką do roweru, choć jak sam wielokrotnie mówił, nie miało to nic wspólnego z prawdą. Ale legenda żyła już swoim życiem.

– Jego sukces poderwał polskie kolarstwo – ocenia wagę zwycięstwa z 1956 roku w rozmowie z PAP Więckowski, który trzykrotnie wygrywał Tour de Pologne. – Cała Polska krzyczała: Królak, Królak, gdzie się nie pojechało, wszędzie o nim mówiono. Więckowski dobrze pamięta też pierwsze zwycięstwo Królaka. – Miał 18 lat, gdy zdecydowanie wygrał amatorski wyścig na brukowanych ulicach Warszawy. Rowery rozsypywały się jeden za drugim, spadały łańcuchy – opowiada o kolarstwie sprzed 60 lat Więckowski.

Na pytanie, jakim Królak był kolarzem, Bogdan Tuszyński odpowiada krótko: – To był prosty chłopak. Silny i wytrzymały. Żelazne płuca i serce jak dzwon to był jego znak rozpoznawczy. Później, już po tym historycznym zwycięstwie w Wyścigu Pokoju, był trochę zapatrzony w siebie, bo znał swoją wartość.

A Więckowski, który ścigał się z nim w jednym peletonie, podkreśla, że zawsze dotrzymywał wcześniejszych ustaleń. – Był koleżeński i kontaktowy. Nigdy się nie kłóciliśmy.

On sam o sobie mówił, że po raz pierwszy wsiadł na rower, mając 13 lat. Było to w podwarszawskiej miejscowości Las, gdzie jego sąsiadem był późniejszy trener polskich kolarzy Henryk Łasak. – Ścigaliśmy się na polnych drogach – tak wspominał tamte stare czasy Królak.

Ryszard Szurkowski, najbardziej utytułowany polski kolarz, czterokrotny zwycięzca Wyścigu Pokoju, przypomina moment, kiedy spotkał się z Królakiem po swoim pierwszym zwycięstwie, 26 maja 1970 roku. – Był bohaterem narodowym. Zapamiętałem go jako bardzo silnego człowieka, i fizycznie, i mentalnie.

Miał twardy charakter i zasady, których się trzymał. Przyglądałem się każdemu jego ruchowi i starałem się naśladować – powiedział Szurkowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

Królak po zakończeniu kariery sportowej próbował pracować jako instruktor w Sarmacie i Spójni, ale jak mówi Więckowski, nie za bardzo mu to wychodziło. Zajął się handlem, prowadził sklep rowerowy, miał swoje szklarnie. Zmarł w niedzielę, po ciężkiej chorobie. Miał 78 lat.

[ramka][srodtytul]Sylwetka[/srodtytul]

Stanisław Królak ur. 26 stycznia 1931 roku w Warszawie. Zmarł 31 maja 2009 roku. Pierwszy polski zwycięzca Wyścigu Pokoju (1956).Zaczynał karierę od zawodów kolarskich w 1949 roku – wygrał wtedy wyścig o „Puchar Życia Warszawy”. Trzy lata później debiutował w Wyścigu Pokoju. Startował w nim siedmiokrotnie, a pięciokrotnie w Wyścigu Dookoła Polski. Trzy razy uczestniczył w szosowych mistrzostwach świata. Dwa razy (1952 i 1955) wygrywał szosowe indywidualne mistrzostwa Polski, czterokrotnie zdobywał złote medale w drużynie. Był też mistrzem w wyścigu górskim (1952) i przełajowym (1955) oraz dwukrotnie (1950 i 1954) drużynowym na torze. Reprezentował stołeczne kluby, Sarmatę i Legię. Jako instruktor i trener pracował w Gwardii, Legii, Polonii, Sarmacie i Spójni.[/ramka]

Niespełna rok temu, 1 sierpnia 2008 roku, Królak otrzymał od prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Redaktor Bogdan Tuszyński, znakomity sprawozdawca radiowy, dziś między innymi historyk kolarstwa i prasy sportowej, wspomina, że ostatni raz widział się z Królakiem kilka tygodni później.

6 września zamykano Stadion Dziesięciolecia. Znaleźli się tam nieprzypadkowo. 22 lipca 1955 roku obaj byli przy otwarciu tego stadionu. – Nie wyglądał najlepiej. Nie dawał tego poznać po sobie, ale wiedziałem, że jest poważnie chory – mówi Tuszyński, który komentował dla Polskiego Radia najważniejsze wyścigi w karierze Królaka, między innymi ten najsłynniejszy Wyścig Pokoju z 1956 roku.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Robin van Persie: Artysta z trudnym charakterem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń