Nie da się ukryć, że zdecydowanym faworytem walki w Bernie jest Ukrainiec, który po raz trzeci będzie bronił tytułu mistrza świata organizacji WBC w wadze ciężkiej. 38-letni Witalij zdobył go (a właściwie odzyskał po czterech latach przerwy), wygrywając w ubiegłym roku z Nigeryjczykiem Samuelem Peterem. Później pokonał Kubańczyka Juana Carlosa Gomeza i Chrisa Arreolę, Amerykanina z meksykańskim rodowodem.
Powrót starszego z braci Kliczków (młodszy Władymir jest mistrzem świata organizacji IBF i WBO) przypomina wejście smoka. Wszystkie walki wygrał przed czasem, nie dając rywalom żadnych szans. W całej zawodowej karierze byłego wicemistrza świata amatorów (Berlin 1995) trwającej od 1996 roku tylko Niemiec Timo Hoffmann wytrzymał z nim 12 rund. Stawką był wtedy wakujący tytuł mistrza Europy.
Osiem lat młodszy od Kliczki Kevin Johnson próbuje dodać sobie animuszu, obrażając Ukraińca, ale musi zdawać sobie sprawę, że kara w ringu będzie tym dotkliwsza. Witalij mówi wprost, że nokaut będzie bolesny. Można mu wierzyć, bo mierzący 202 cm Kliczko 92,5 procent swoich pojedynków kończył w taki właśnie sposób. Ukrainiec przegrał dwa razy z powodu kontuzji – z Amerykaninem Chrisem Byrdem i Anglikiem Lennoxem Lewisem.
Niższy o 11 centymetrów Johnson na zawodowym ringu jeszcze nie przegrał. Wygrał 22 walki, z tego tylko dziewięć przed czasem, raz zremisował, z Timurem Ibragimowem, pięć lat temu.
Witalij Kliczko pytany przez dziennikarzy, czy Johnson może zostać mistrzem świata, chwilę się zastanowił i odpowiedział: – Tak, on będzie mistrzem. Ale jeszcze nie teraz.