Ziggy Rozalski, doradca i przyjaciel polskiego pięściarza, teraz też jeden z promotorów i organizatorów tej walki, zaciera ręce.
– Bilety sprzedają się dobrze. Przyjdzie na pewno ponad 10 tysięcy ludzi. Kto wie, może i 15? – zastanawia się Ziggy. Bilety kosztują od 53 do 253 dolarów, więc przyniosą co najmniej milion dolarów zysku. Wynajem hali kosztuje niewiele, 20 tysięcy dolarów, właściciele tego obiektu zarobią na czym innym. Jeden drink kosztuje 8 dolarów, a Polacy nie szczędzą grosza, gdy emocje rosną.
Spore wpływy powinny być też z transmisji pay per view. Adamek będzie po raz pierwszy pokazywany w Ameryce w tym systemie. Wystarczy zapłacić 29,95 USD i można będzie jego walkę z Grantem zobaczyć w Australii czy Nowej Zelandii. Polsat, który pokaże ten pojedynek w Polsce, tradycyjnie zapłaci około 100 tysięcy dolarów.
Firma promocyjna Main Events ze wszystkich wpływów zabierze około 30 procent. Resztę, 70 procent, dostanie Adamek, bo Ziggy Rozalski, który przez lata stał również u boku Andrzeja Gołoty, twierdzi, że nie bierze z tego ani grosza.
O walce Gołoty z Grantem, która odbyła się w Atlantic City 11 lat temu, Rozalsky nie chce już mówić. Grant leżał w pierwszej rundzie dwa razy na deskach, przed końcem pojedynku przegrywał u wszystkich sędziów, ale to on schodził z ringu zwycięski. – Gołota się poddał, bo od połowy walki tracił siły. Za późno wrócił z wysokogórskiego zgrupowania i w siódmej rundzie zabrakło mu paliwa, a Grant bił mocno – mówi Rozalski, który stał wtedy z Rogerem Bloodworthem w narożniku Gołoty.