W Helsinkach miała się lać krew, bo spotkało się dwóch najmocniej bijących uczestników turnieju SuperSix w kategorii superśredniej, który wchodzi właśnie w decydującą fazę. Stawką był wakujący tytuł WBC, należący wcześniej do Frocha. Walka nie miała zdecydowanego faworyta, wielu zwolenników miał Abraham, Ormianin z niemieckim paszportem, były czempion IBF w wadze średniej.
Obaj mają nokautujące uderzenie, lubią się w ringu bić, więc oczekiwanie na krwawe, emocjonujące widowisko było uzasadnione. Tym razem jednak Froch pokazał, że wie na czym polega techniczny boks i do czego służy lewy prosty. „Król Abraham" nie był w stanie nic zrobić i został wypunktowany bezlitośnie (120:108, 120:108, 119:109).
W półfinałach SuperSix (marzec 2011) Froch zmierzy się z Jamajczykiem Glenem Johnsonem, natomiast niepokonany w tym turnieju Amerykanin Andre Ward walczyć będzie z Abrahamem.
Zupełnie inną temperaturę niż chłodne starcie Frocha z Abrahamem miał pojedynek Marqueza z Katsidisem. 37. letni Meksykanin Juan Manuel Marquez potwierdził, że zasługuje na czwarte miejsce w klasyfikacji bez podziału na kategorie wagowe po tym co pokazał w MGM Grand w Las Vegas. Marquez, król kategorii lekkiej, mistrz świata organizacji WBA i WBO, posiadacz cenionego pasa magazynu The Ring zdobywał mistrzowskie tytuły w trzech różnych kategoriach wagowych, wygrywał z wielkimi gwiazdami światowego boksu. Z dwóch walk, które stoczył z Manny'm Pacquiao pierwszą zremisował, drugą przegrał niejednogłośnie i teraz chce bić się z nim po raz trzeci.
Aby jednak o tym marzyć musiał pokonać znacznie młodszego Australijczyka mieszkającego w Tajlandii, mistrza interim organizacji WBO. Katsidis miesiąc wcześniej stracił brata, popularnego w Australii dżokeja. Wydawało się, że zrezygnuje z tego pojedynku, ale nie przerwał zgrupowania i postanowił walczyć, dla siebie i dla nieżyjącego brata.