35-letni Władymir Kliczko wniesie do ringu w Imtech Arena pasy prestiżowych organizacji IBF i WBO, mniej znaczącej IBO i pas przyznawany przez magazyn „The Ring" najlepszym pięściarzom w poszczególnych wagach. O pięć lat młodszy David Haye jest mistrzem WBA. Bez względu na wynik walki, obaj zarobią fortunę.
Wszystkie bilety sprzedano już dawno. Jak pisze niemiecka prasa, spoty reklamowe, które wyemituje RTL (bracia Kliczko mają z tą stacją kontrakt na kilka kolejnych walk) nigdy nie były tak drogie. Nic dziwnego, takie pojedynki to sól zawodowego boksu, kibice czekają na nie latami. Emocje podsyca jeszcze fakt, że Haye to wielka niewiadoma wagi ciężkiej.
Walczył w tej kategorii tylko pięć razy, nie podjął męskiej wymiany ciosów z Nikołajem Wałujewem, którego wątpliwie pokonał na punkty, odbierając mu pas WBA. Na razie jednak zdecydowanie częściej pisze się o tym, co mówi, niż o tym jak zwycięża.
Żelazna zasada
Mistrzowie boksu tacy jak Lennox Lewis twierdzą, że może pokonać Kliczkę, ale musi zaryzykować. – Jeśli będzie zbyt ostrożny, przegra na punkty. Walczy przecież na terenie wroga – mówi były mistrz świata.
Lewis ma dużo racji. Bracia Kliczko zaczynali zawodową karierę w Hamburgu, mają niemieckie paszporty i traktowani są tam jak swoi, choć przed ich walkami grany jest ukraiński hymn. Obaj mówią dobrze po niemiecku, mają w Niemczech mieszkania i traktowani są w tym kraju jak celebryci.