Sędziowie nie mieli wątpliwości. Dwóch punktowało 100:90, a trzeci 99:91, wszyscy dla Adamka. W trzecim starciu niewiele zabrakło, by walka zakończyła się przed czasem. Polak skontrował lewym sierpowym i Aguilera miał problemy. – Poczułem od razu pieczenie w dłoni po tym uderzeniu – powie po walce Adamek.
Później równie dotkliwie porozbijał sobie kostki prawej dłoni. – Było dobrze, szkoda tylko rąk, lewa jest bardziej zbita, ale to przecież walka, nie zabawa. Nie wychodzimy do ringu na tańce – mówił dziennikarzom.
Adamek przygotował się solidnie, bo wiedział, że 25-letni Aguilera nie będzie łatwym przeciwnikiem. Od pierwszej rundy górował szybkością, zadawał więcej lewych prostych, bił na korpus, kilka razy trafił lewym sierpowym. Był aktywniejszy, precyzyjniejszy i tak naprawdę niezagrożony, choć kilku mocnych ciosów nie uniknął, popełniając stare błędy (wciąż zbyt nisko opuszcza lewą rękę).
Po walce Adamek powiedział, że być może mógł bardziej przycisnąć i szukać wygranej przed czasem, szczególnie w trzeciej rundzie, ale nie poszedł na całość. – Czasami jak wszystko postawisz na jedną kartę, może zabraknąć sił w końcówce, wolałem nie ryzykować.
Polak udowodnił, że wciąż jest czołowym pięściarzem wagi ciężkiej (wyłączając braci Kliczków), ale przy dobrze znanych ograniczeniach, jakimi są warunki fizyczne i brak nokautującego ciosu, musi ciężko zapracować na sukces, szczególnie wtedy, gdy przeciwnik wie, o co w boksie chodzi.