Pewnie wisiałby sobie na trybunie Kamiennej stadionu Polonii, nie wzbudzając większych emocji, gdyby nie apel spikera o jego usunięcie. Spiker by się nie odezwał, gdyby mu nie kazano. Kazał mu kierownik bezpieczeństwa stadionu na wniosek delegata PZPN. On z kolei kierował się regulaminem związkowym, który mówi, że na trybunach nie wolno eksponować w formie flag, transparentów itp. niczego, co nie jest związane z meczem. Gdyby więc delegat zobaczył transparent o treści "Precz z faszyzmem", powinien zareagować tak samo.

Ciąg dalszy wydarzeń, z bezsensowną ingerencją służb porządkowych, które zagazowały trybunę, to już tylko konsekwencja wcześniejszych błędnych decyzji. Te incydenty, choć bulwersujące, może nie odbiłyby się echem, gdyby nie osoba delegata PZPN. Okazało się, że jest to 65-letni absolwent Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, były działacz partyjny na wysokim stanowisku w Słupsku. Czy gdyby delegat był działaczem "Solidarności", to udawałby, że transparentu nie ma?

Ta sytuacja rozpoczęła dyskusję na dwa tematy: kim są delegaci PZPN i czy stadiony przestały być ostatnim bastionem wolności. Z delegatami sprawa dość prosta. Są to zwykle doświadczeni działacze piłkarscy, wywodzący się z klubów, okręgów lub samej centrali. Skoro są doświadczeni, to nie mogą być młodzi. I wielu z nich ma za sobą działalność partyjną. Najważniejsze jest to, aby w tym co robią, byli uczciwi.

Stadiony były oazą wolności wtedy, kiedy o wolność walczyło się w stoczniach, kopalniach i na ulicach, a wspólnym wrogiem była komunistyczna władza. Wtedy Lechia Gdańsk, klub "Solidarności", Lecha Wałęsy i przyszłych premierów miał kibiców w całej Polsce. Na jej stadionie skandowaliśmy słowo "Solidarność" i układaliśmy palce w literę V. Kiedy w kraju trwał stan wojenny, a Polska grała na mundialu w Hiszpanii ze Związkiem Radzieckim, widok przyniesionych na trybuny transparentów "Solidarności" przyjmowaliśmy przed telewizorami z entuzjazmem.

Ale dziś Polska jest wolna, komuny też już nie ma i tego rodzaju demonstracje, akurat na stadionie, tracą sens. Andrzej Bińkowski, szef Wydziału Bezpieczeństwa PZPN był delegatem na meczu Legia – Polonia. Widział ten sam transparent, zwrócił na niego uwagę kierownikowi bezpieczeństwa na Łazienkowskiej, a ten zgodnie z procedurą poprosił kibiców Polonii o schowanie transparentu. Oni, zgodnie ze swoimi zasadami, prośbę odrzucili. I nic się nie stało. Bińkowski opisał zdarzenie, co skończy się karą dla klubu. Bo, jak powiedział – przepisy przepisami, ale każdy z nas ma swój rozum.