Jedyna forma ataku – długie podanie do osamotnionego w przodzie Roberta Lewandowskiego – nie miała szans powodzenia. Lewandowski nawet jak przyjął piłkę, nie miał jej do kogo podać. A Rosjanie faulowali go już za linią środkową. Byli od nas szybsi, dłużej utrzymywali się przy piłce. Nie dawaliśmy sobie z taką grą rady przez całą pierwszą połowę. Po bramce Ałana Dżagojewa w 38. minucie wydawało się, że nie odrobimy straty.
To, co stało się w drugiej części każe patrzeć na reprezentację zupełnie inaczej. Nieaktualne stały się komentarze o słabym przygotowaniu fizycznym i kondycyjnym. Tym razem dach nie był zamknięty, nikomu nie brakowało powietrza i kiedy od 46. minuty Polacy ruszyli do ataku, Rosjanie wpadli w panikę. Efektem przewagi był fantastyczny gol Jakuba Błaszczykowskiego.
Tym razem Franciszek Smuda nie przysnął na ławce. Widząc popłoch w szeregach przeciwnika i możliwość zwycięstwa zamienił defensywnego pomocnika Dariusza Dudkę na atakującego Adriana Mierzejewskiego.
Ludovic Obraniak był wściekły, kiedy trener zdejmował go z boiska, ale trudno mu się dziwić: akurat przygotowywał się do wykonania rzutu wolnego, co umie robić wyjątkowo dobrze.
Po takim występie można uwierzyć w siebie. Pierwszy raz na ważnym turnieju od roku 1986 trzeci mecz gramy o awans.