Sama przeciw armii

Dziś o 12.45 sprintem w stylu klasycznym zaczyna się kolejny gwiazdorski serial Justyny Kowalczyk

Publikacja: 21.02.2013 01:11

Justyna Kowalczyk i jej trener Aleksander Wierietielny po treningu w Val di Fiemme

Justyna Kowalczyk i jej trener Aleksander Wierietielny po treningu w Val di Fiemme

Foto: PAP, Grzegorz Momot Grz Grzegorz Momot

Korespondencja z Val di Fiemme

Niech każdy, kto wchodzi na trybuny stadionu w Lago di Tesero wie, co tu się będzie działo. Na wielkich niebieskich płachtach obok logo mistrzostw jest zdjęcie: Justyna Kowalczyk i Marit Bjoergen suną ramię w ramię pod górę, stylem klasycznym. Obok nich jest jeszcze skoczek, ale anonimowy. To one dają tym mistrzostwom twarz.

Nawet Petter Northug musi się z tym pogodzić, choć tanio skóry nie sprzeda: jego cyrk już rozbił swoje namioty, wojna na słowa ze Szwedami trwa. Ale więcej w tym dymu niż ognia. Inaczej niż w starciach Marit z Justyną. Niewiele miały tej zimy okazji, by się spotykać na trasach. Norweżka wystartowała tylko w siedmiu biegach. Teraz nadrobią wszystkie zaległości.

Bjoergen kontra Kowalczyk to jak starcie armii z oddziałem specjalnym. Norwegowie zajęli wielki hotel Olimpionico, na konferencje prasowe anektują tam cały parter, a umyślni czuwają nad tym, by za plecami biegaczki albo trenera była zawsze ścianka z logo sponsorów. Justyna ze swoim sztabem mieszka w małym pensjonacie w Tesero, nad trasami biegowymi, wywiadów udziela przy kabinach ze sprzętem. Bjoergen siada za stołem z czterema koleżankami z kadry, z których każda ma szansę na medal w sprincie. Kowalczyk, jak kiedyś Adam Małysz, nie ma nikogo, kto wziąłby trochę presji na siebie. Ale gdy staną na starcie, szanse będą równe.

Bjoergen mówi nawet, że faworytką będzie Justyna. – Dla mnie sprint to ze wszystkich biegów w Val di Fiemme najmniejsza szansa na złoto – przekonuje, choć w sprincie jest mistrzynią olimpijską i świata i to właśnie w wyścigu sprinterskim zdobyła 10 lat temu w Val di Fiemme swój pierwszy tytuł. – Mój cel to być w finale. A jeśli się do niego dostanę, to w nim stać mnie na wszystko – mówi Marit.

W poprzednich MŚ w Oslo zdobyła cztery złote medale, trzy indywidualnie (Justyna – dwa srebra i brąz, w sprincie była piąta, ale wtedy obowiązywał styl dowolny). Teraz Norweżka zapowiada, że oprócz mistrzostwa ze sztafetą wystarczy jej jedno indywidualne złoto. – Najbardziej zależy jej na wyścigu na 30 km, bo nie wygrała go ani w igrzyskach w Vancouver, ani w Oslo – mówi trener norweskich biegaczek Egil Kristiansen.

Justyna Kowalczyk: Jestem dobrze przygotowana

Justyna o medalach nie chce rozmawiać w ogóle, trudno ją namówić, by wybiegła myślami dalej niż do sprintu. Ale to żadna nowość. Od dawna tak jest, że im większe Kowalczyk ma nadzieje na zwycięstwa, tym mniejszą ochotę, by o tym rozprawiać. A tym mistrzostwom podporządkowała cały sezon, to będzie święto stylu klasycznego, w którym się specjalizuje, w takim momencie kariery, w którym nauczyła się oddzielać wyzwania ważne od mniej ważnych.

Trener Justyny Kowalczyk o trasie: Minimalny błąd i wszystko można stracić

Po Val di Fiemme z tych ważnych zostaną jeszcze tylko igrzyska w Soczi. I zapewne zdobycie dwóch Kryształowych Kul, w tym sezonie i następnym, by mieć ich pięć i zrównać się z rekordzistką Jeleną Wialbe. Ale teraz liczy się tylko Val di Fiemme. Najbardziej dzisiejszy sprint – ta sama konkurencja, którą Kowalczyk wygrała pięć dni temu w Pucharze Świata w Davos – i kończący MŚ bieg na 30 km stylem klasycznym. Kowalczyk jest w klasyku mistrzynią olimpijską, ale złota MŚ jeszcze w nim nie ma.

Zaczną dziś o 10.45, eliminacjami. Wyścigi będą od 12.45. Droga do medalu to cztery biegi, od eliminacji do finału. Cztery razy niespełna trzy minuty wysiłku na trasie, którą Justyna opisuje tak: podbieg, prostka, zjazd, malutka hopka, zjazd, długi finisz do mety. Razem około 1200 metrów. Kowalczyk liczyła na to, że będą dwa podbiegi, ale organizatorzy zdecydowali się jednak na dłuższą trasę. Bjoergen spodziewa się, że Polka będzie się starała uciekać od razu, by prowadzić po podbiegu. – Cokolwiek zrobisz tutaj na podbiegu, grupa pościgowa i tak cię dopadnie na długiej prostej. A na tym długim finiszu sprinterki będą bardzo mocne – mówi Justyna. A trener Aleksander Wierietielny przekonuje, że decydujący będzie ostatni zakręt, to jest ten moment, którego się najbardziej obawia.

– Trasa jest inna niż w Davos. Tam liczyła się nie tylko szybkość, ale i wytrzymałość. A tu jest dystans typowo sprinterski. Jeden minimalny błąd i wszystko można stracić. Ma padać śnieg, decydujące może się okazać smarowanie – mówi „Rz" trener. – Ważne by dobrze zacząć, bo często po złym początku wszystko się wali. Doświadczyliśmy tego w 2007 r. w Sapporo, gdzie Justyna była w czołówce sprintu z dużą przewagą, a popełniła błąd na zjeździe i odpadła. I to był początek końca, całe mistrzostwa nam się nie udały – wspomina Wierietielny.

O medalach, tak jak Justyna, nie chce rozmawiać. – To zostawiamy Norwegom. My koncentrujemy się na dobrym bieganiu.

Mistrzostwa pokazują TVP 1 i 2, TVP Sport i Eurosport

Korespondencja z Val di Fiemme

Niech każdy, kto wchodzi na trybuny stadionu w Lago di Tesero wie, co tu się będzie działo. Na wielkich niebieskich płachtach obok logo mistrzostw jest zdjęcie: Justyna Kowalczyk i Marit Bjoergen suną ramię w ramię pod górę, stylem klasycznym. Obok nich jest jeszcze skoczek, ale anonimowy. To one dają tym mistrzostwom twarz.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni