Robię krok do przodu

Były bramkarz Śląska Wrocław Rafał Gikiewicz po podpisaniu kontraktu z Eintrachtem Brunszwik.

Publikacja: 02.05.2014 09:53

Robię krok do przodu

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Mystkowski Krzysztof Mystkowski

Wrócił pan z piłkarskich zaświatów. Po rundzie w rezerwach Śląska podpisał pan kontakt w klubem Bundesligi. Czuje pan lekką satysfakcję po transferze wobec tych, którzy skreślili pana we Wrocławiu?

Rafał Gikiewicz:

Pewną satysfakcję na pewno mam. Chociaż nie wróciłem tak do końca z zaświatów, bo cały czas trenowałem. Chociaż na pewno był to znaczny przeskok, bo z boisk Ligi Europy nagle w styczniu musiałem odnaleźć się w rzeczywistości niższej ligi. Ale od razu po odsunięciu od pierwszego zespołu powiedziałem, że robię wszystko dla siebie i wiedziałem, że może przyjść taki moment, w którym odejdę i zrobię krok do przodu. Umowa z Eintrachtem takim jest. Nastawiałem się na wyjazd, żeby oczyścić trochę głowę, bo od pół roku różne ploteczki pojawiały się na mój temat. Postanowiłem, że jak pojawi się oferta z zagranicy, to z niej skorzystam. Bundesliga jest jedną z lepszych lig na świecie, ale podjąłem ryzyko.

Trener Torsten Lieberknecht powiedział już, czego od pana oczekuje?

Wiadomo, że pierwszy bramkarz Daniel Davari — pół Niemiec, pół Irańczyk — nie przedłuża kontraktu, jedzie teraz na mundial. Drugi bramkarz miał kontuzję, teraz wraca, no i jestem ja. Rozmawiałem z trenerem, sztab szkoleniowy widział co prezentuję na treningach. Wiedzieli, że kilka miesięcy trenowałem tylko z rezerwami, więc byli zdumieni, że tak dobrze się prezentuję. Myślę, że dam radę wpasować się w ich schemat gry. Jak ktoś śledzi ligę niemiecką to widzi, że obcokrajowców w bramce jest tam bardzo mało. Niemcy mają przecież świetną szkołę bramkarzy z Neuerem czy Ter Stegenem na czele. Na obcokrajowców raczej nie stawiają i nawet dziennikarz "Kickera" na konferencji powiedział, że chyba na tyle dobrze musiałem się pokazać, że nie boją się mnie zatrudnić.

Czyli nie obrazi się pan na rzeczywistość, jeśli w nowym sezonie Eintracht zagra w 2. Bundeslidze?

Podpisując kontrakt wiedziałem z czym się to wiąże. Jestem przygotowany, że mogą spaść, ale na dziś jestem wielkim optymistą, bo widziałem ich grę z Hannoverem czy Freiburgiem. Do gry wraca teraz najlepszy napastnik i liczę, że na Hercie zrobią niespodziankę i się utrzymają. Ale jak spadną, to nie mam prawa się obrazić. Piotrek Ćwielong (VfL Bochum - red) grał w ostatniej kolejce z Koeln, gdzie było 45 tys. widzów. Wypytywałem go i powiedział: "słuchaj, jak to jest nawet druga liga, to w ciemno podpisuj i wyjeżdżaj". Zakładam, że jestem w czepku urodzony i drużyna jednak się utrzyma. Klub ma tylko dwa punkty straty do miejsca barażowego. Ale nawet przy spadku do drugiej ligi będzie to nadal ogromna różnica w porównaniu z naszą ekstraklasą. Byłem, widziałem i tak jest, chociaż nigdy bron Boże złego słowa na naszą ligę nie powiem.

Pobyt w trzeciej lidze pozwolił panu pewnie odczuć dystans do ekstraklasy, gdzie nawet w Polsce piłkarzom raczej niczego nie brakuje.

Polski piłkarz na pewno nie ma prawa narzekać. Myślę sobie, że jak niektórzy poszliby do trzeciej ligi, to po miesiącu chodziliby obrażeni, zgłosili udawaną kontuzję i tak przeczekali. A ja od razu powiedziałem, że trenuję tam dla siebie. Nigdy nie powiem, że nie byłem zdenerwowany na tę decyzję, bo uważałem, że bramkarsko od nikogo w Śląsku nie jestem słabszy. Taka była jednak decyzja klubu, przyjąłem ją. To był w pewnym sensie powrót do korzeni, gdzie na zgrupowaniach ćwiczy się na sztucznych boiskach, a nie w Turcji czy na Cyprze i o godz. 18, bo chłopaki się jeszcze uczą. Odciąłem się od meczów, chociaż nie powiem że dlatego, że się obraziłem. Oglądałem ich dużo mniej. Nie powiem, że zmądrzałem, bo wykonuję najlepszy zawód na świecie trenując po dwie godziny dziennie, zarabiam w porównaniu do zwykłego Kowalskiego duże pieniądze, chociaż to nie jest tak różowo, jak niektórzy sądzą. Często nie ma nas w domu w weekendy, obozy trwają po półtora miesiąca. Mam przez to mniej znajomych, nie chodzę do dyskotek, tylko skupiam się na graniu. Wiem, że na moim miejscu chciałoby znaleźć się kilkudziesięciu chłopaków. Dlatego chociażby nie piję alkoholu, nie imprezuję. Na to będę miał czas jak zakończę granie.

Trenowanie w rezerwach musiało być mimo wszystko irytujące.

Tak, ale w życiu wiele rzeczy mnie irytuje. Trenowałem jednak czekając na telefon i w końcu udało mi się przekonać do siebie Niemców. Nie idę tam po znajomości, tylko dzięki własnej pracy i jestem z tego dumny. Nikt nigdy nie dał mi grać po znajomościach, bo jakbym tak dostał się do ekstraklasy, to po roku już by mnie nie było. Nic nie dostałem za darmo. Nawet trenując w rezerwach chciałem rozwijać się jako bramkarz, żeby być fair wobec własnego sumienia.

Jak z perspektywy czasu ocenia pan swoją przygodę ze Śląskiem?

Pod względem sportowym te trzy lata były bardzo udane. Nie grałem może każdego meczu w sezonie, ale na pewno rozwijałem się, bo mogłem wiele nauczyć się od Mariana Kelemena. Ostatni rok był najbardziej udany, bo wskoczyłem do bramki pod koniec poprzedniego sezonu i grałem każdy mecz. Spotkania z Club Brugge czy Sevillą na pewno będę miał do końca w pamięci. To też trochę ironia, bo najpierw broni się strzały Ivana Rakiticia czy Marko Marina, a potem nie gra się w trzeciej lidze.

Po zesłaniu do rezerw rozmawiał pan w ogóle z nowym trenerem Śląska Tadeuszem Pawłowskim?

Miałem przyjemność rozmawiania z nim kilka razy na korytarzu, ale wszystko odbywało się na zasadzie "dzień dobry", "co słychać". Prywatnej rozmowy nigdy nie mieliśmy. Do trenera Pawłowskiego czy zarządu Śląska nie mam pretensji. Nie jestem zawistny i nie będę życzył klubowi jak najgorszych meczów. Taki nie jestem. Nie ze wszystkimi miałem wyśmienity kontakt, ale kilku kolegów tam miałem. Zostawiłem trochę swojego życia w szatki Śląska.

Mówi się o panu, że ma bardzo trudny charakter...

Zespół, który osiąga sukcesy, musi być temperamentny i taka była szatni Śląska. Gdyby wszyscy byli potulni jak baranki, to nie byłoby tych medali. Mieszanka ciężkich charakterów przyniosła jednak sukces. Byłem tam trzy lata i mam na szyi trzy medale. Nie każdy piłkarz może się tym pochwalić, a ja takie krążki w szafie mam. Czy miałem ciężki charakter? OK., może i miałem, bo zawsze mówiłem to, co myślę. Nigdy jednak nikogo nie wyzywałem, nie skrytykowałem trenera. Myślę jednak, że trenerzy także za to mnie szanowali, że nigdy się nie obrażałem, tylko czekałem na swoją szansę. Miałem lepsze i gorsze mecze. A wiadomo, że bramkarz jest jak saper: jak raz się pomyli, to jego błąd. Ale każdy je popełnia.

Kto po transferze do Niemiec zadzwonił do pana ze Śląska z gratulacjami. Ale szczerze.

Proszę bardzo: pierwszy napisał Dalibor Stevanovič, potem Sebino Plaku, a na samym końcu Oded Gavish. Z klubu zadzwonił też rzecznik prasowy Michał Mazur. Nie licząc oczywiście chłopaków z rezerw, bo miałem z nimi dobry kontakt.

Rozmawiał: Rafał Sztachelski

Wrócił pan z piłkarskich zaświatów. Po rundzie w rezerwach Śląska podpisał pan kontakt w klubem Bundesligi. Czuje pan lekką satysfakcję po transferze wobec tych, którzy skreślili pana we Wrocławiu?

Rafał Gikiewicz:

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście