Rywalizacja jest ostra, do rozstrzygnięcia daleko, choć Jason Day prowadzący po 54 dołkach to świetny golfista i nie raz był przymierzany do największych sukcesów. W tym roku wygrał dwa turnieje PGA Tour, ale Wielki Szlem na razie dostarczył mu więcej bólu, niż radości.
W US Open 2015 na polu Chambers Bay też prowadził (z trójką rywali) po trzech rundach, ale mając poważne zawroty głowy z powodu choroby błędnika, nie obronił prowadzenia. Miesiąc temu w The Open na Old Course w St. Andrews był bardzo blisko dogrywki o tytuł, ale decydujący putt nie dał mu tej satysfakcji. Piłka zatrzymała się centymetry od 18. dołka.
Teraz ma trzecią podobną szansę. Karta sobotnich wyników Australijczyka wyglądała bardzo efektownie, każdy widział, że Day był bardzo zdeterminowany: osiem razy birdie, raz eagle, dwa bogeye, jeden double bogey, sześć razy par – to są rezultaty golfisty, który nie idzie na kompromisy.
Rzut oka na tabelę wyników pokazuje jednak, że w niedzielę znów nie będzie liderowi łatwo. Bohater tego golfowego sezonu, mistrz Masters i US Open Jordan Spieth po doskonałej rundzie (65 uderzeń) jest blisko. Amerykanin miał na dziewięć dołków przed końcem sobotniej gry już 5 punktów straty do Australijczyka, ale tę drugą połowę zagrał rewelacyjnie: sześć razy birdie, trzy razy par. To przyspieszenie dało mu start w finałowej rundzie obok Jasona Daya, takie pojedynki ramię w ramię kibice golfa lubią najbardziej.
– Ogromnie się cieszę, że mam szansę wygrać kolejny turniej wielkoszlemowy. Widziałem, jak Jason miał łączny wynik -16 na cztery dołki przed końcem rundy, myślałem sobie – kiedy on zwolni, może będzie miał -17 i zdołam zbliżyć się do niego na cztery uderzenia. Zrobiłem co mogłem i wyszło nawet lepiej, niż chciałem. Teraz po prostu chciałbym zapisać swoje nazwisko na pucharze, na Wanamaker Trophy – mówił skromnie kandydat na nowego idola golfowej Ameryki.