Korespondencja z Monzy
Grand Prix Włoch to najszybsze i najkrótsze zawody w kalendarzu: na pokonanie 300 kilometrów po jednym z najstarszych torów świata Hamilton potrzebował ledwie godziny i 18 minut, co przekłada się na średnią prędkość 235 km/godz. Dłużej trwało oczekiwanie na oficjalne wyniki.
Problem dotyczył ciśnienia, zmierzonego tuż przed startem w lewej tylnej oponie samochodu Hamiltona. Po wydarzeniach sprzed dwóch tygodni, kiedy na belgijskim torze Spa-Francorchamps w samochodach Nico Rosberga i Sebastiana Vettela doszło do widowiskowych i potencjalnie groźnych eksplozji opon, firma Pirelli przekazała zespołom nowe wytyczne, z nieznacznie wyższym minimalnym ciśnieniem.
Kontrola, którą komisarze techniczni przeprowadzili tuż przed startem, wykazała ciśnienie mniejsze niż zalecane w samochodach Hamiltona i Rosberga. W końcówce wyścigu inżynierowie polecili spokojnie jadącemu na czele Hamiltonowi podkręcenie tempa i zwiększenie przewagi nad jadącym za nim Vettelem. Wiedzieli już, że sędziowie rozważają nałożenie kary – jeśli byłyby to dodatkowe sekundy, to potrzebna była jak największa przewaga, by po ewentualnym doliczeniu czasu utrzymać pierwszą pozycję.
Lider odjechał na ponad 25 sekund, ale po zakończeniu wyścigu zespół udowodnił, że w momencie zakładania kół przed startem ciśnienie było zgodne z zalecanym i spadło po zdjęciu koców grzewczych, razem ze spadkiem temperatury opon. Hamiltonowi nie odebrano wygranej, a włoscy kibice mogą cieszyć się z drugiej lokaty swojego nowego bohatera, Sebastiana Vettela. W poprzednich latach, jeszcze jako kierowca Red Bulla, czterokrotny mistrz świata nie był ciepło witany na Monzy, ale czerwony kombinezon robi swoje.