22-osobowa reprezentacja – liczniejszą kadrę wysłaliśmy na taką imprezę tylko raz, w 2009 roku do Rzymu – poleciała do Dauhy po medale, rekordy życiowe oraz kwalifikacje olimpijskie dla sztafet i właśnie ten ostatni punkt był celem najistotniejszym.
Wiadomo już, że kibice podczas igrzysk w Paryżu zobaczą kobiecą sztafetę 4x100 metrów stylem dowolnym oraz sztafetę mieszaną stylem zmiennym. Obie zajęły na mistrzostwach świata czwarte miejsce, która gwarantuje kwalifikację. – Podium było blisko, ale zrobiliśmy duży postęp i to najważniejszy wniosek na przyszłość – mówi Ksawery Masiuk, który płynął w tej drugiej.
Liderzy czekają w blokach
Mniej w ciągu pięciu pierwszych dni imprezy było wyczynów indywidualnych, przeważały raczej zmarnowane szanse. Największą zaprzepaścił 19-letni Krzysztof Chmielewski, czyli ubiegłoroczny wicemistrz świata na 200 metrów stylem motylkowym, który był najszybszy w półfinale, ale przy drugim nawrocie dotknął ściany tylko jedną ręką i został zdyskwalifikowany.
Udział w finale wziął więc jedynie jego brat Michał, który był najmłodszy w stawce i dopłynął do mety czwarty, a na mecie przyznał, że w jego zasięgu było nawet złoto.
Dzień później pierwszą Polką w dziejach finału na 50 m stylem grzbietowym została Adela Piskorska. Zajęła 6. miejsce.