Rzeczpospolita: Jaka jest historia pani różowego kajaka?
Marta Walczykiewicz: Śmieję się, że jestem jak stary człowiek – gdy coś jest dobre, to już nie zmieniam. Jest to łódka zrobiona na igrzyska w Londynie. Z powodu drobnych niedociągnięć z lakierem podjęliśmy z tatą decyzję, że na niej nie płyniemy. Producent zrobił nową. Igrzyska w Londynie były nieudane, tamtej łódki już nie mam. Tę odstawioną w kąt doprowadziliśmy do lepszego stanu, poprawiliśmy lakier i zaczęły się medale mistrzostw świata.
A mocny kolor różu?
To mój ulubiony kolor. Dodałam gwiazdki, bo też je lubię. Teraz to po prostu mój szczęśliwy kajak. Wszyscy pytali, czy na Rio go zmienię, odpowiadałam, że nie, choć są nowsze modele. Wolę ten.
I dopłynie nim pani do Tokio?