Korespondencja z Pjongczangu
Mistrzem na skoczni normalnej został Niemiec Andreas Wellinger. Na podium stanęli też Norwegowie Johann Andre Forfang i Robert Johansson, nikt nie zaprzeczy, że to świetni fachowcy. Rezultaty Polaków, choć na chłodny osąd zupełnie niezłe (czwarte miejsce Stocha i piąte Huli to żaden wstyd), nie koją żalu za utratą dwóch medali.
Hula, wzór skromności i pokory wobec sportu, prowadził po pierwszej serii. Stoch, mistrz wielu konkursów, zrobił doskonały wstęp do podwojenia liczby Polaków na podium. Był drugi razem z Forfangiem, obaj z sześciopunktową stratą do lidera.
Zobaczyliśmy dwie flagi biało-czerwone na szczycie listy wyników w oficjalnym systemie olimpijskim, na kolorowej tablicy świetlnej też wyglądały pięknie. Tak pięknie, że nie dało się zbyt długo rozpamiętywać tego, że Dawid Kubacki trafił w coś, co w skokach nazywa się dziurą powietrzną, i wylądował o 20 m przed celem, że Maciej Kot też został pokonany przez aurę.
Wiele przerw i nerwowe decyzje z przesuwaniem punktu startowego, wielokrotne odsyłanie skaczących z belki na belkę i z powrotem, naturalnie skłaniały do pytania: czy nie należy przerwać konkursu? Powody, by dać sobie spokój z tą zmrożoną imprezą, pojawiły się nawet już przed konkursem – wiatr kręcił, mróz narastał.