Najpierw Rosja czyli OAR (na trybunach różnica całkowicie się zaciera, flag rosyjskich było pod dostatkiem) pokonała Czechy 3:0, potem Niemcy kolejny raz zapracowali na miano mistrzów niespodzianek, wygrali z Kanadą 4:3.
Spotkanie Rosjan z Czechami w zasadzie rozstrzygnęło się już w drugiej tercji. Dwa szybkie ataki, dwa sprytne podania, dwa strzały Nikity Gusiewa i Władysława Gawrikowa, wszystko w odstępie 27 sekund, na przełomie 27. i 28. minuty i po sprawie. Czesi, trzeba przyznać, nie pogodzili się z porażką, niezwykle ambitnie ruszyli na rywali, kilka razy byli blisko strzelenia bramki, ale okazało, się, że drużyna prowadzona przez trenera Olega Walerjewicza Znaroka doskonale potrafi grać w obronie. Trudno ocenić, ile w tym było trenerskiego wyrachowania, ile słabości Czechów, ale hokeiści OAR spokojnie dotrwali do końca. Nie atakowali za wiele, raczej psuli grę rywalom.
Desperackie wycofanie bramkarza Pavla Francouza przez trenera Josefa Jandaca na dwie minuty przed końcem spowodowało tylko to, że Ilia Kowalczuk z uśmiechem wbił krążek do pustej bramki. 3:0, do ostatniej syreny 20 sekund, trybuny, szczególnie kibic przebrany za rosyjskiego niedźwiedzia, odpowiedziały wielką radością.
Drugi mecz zaczął się od prośby spikera o robienie hałasu do kibiców kanadyjskich, nie trzeba było ich długo prosić. Pierwsi bramkę strzelili jednak Niemcy, gdy grali w przewadze pięciu na trzech, strzelcem był Brooks Macek, urodzony w Winnipeg w Manitobie posiadacz dwóch paszportów: kanadyjskiego i niemieckiego. Tata jest Niemcem.
Tercja się skończyła, wynik się nie zmienił. Minęły cztery minuty drugiej tercji, gdy Matthias Plachta, syn Jacka Płachty, byłego trenera reprezentacji Polski, zdobył pierwszego gola na igrzyskach. Po kolejnych trzech minutach znów piękna akcja, Marcel Goc do Francka Mauera, Mauer do siatki. 3:0.