Impreza rozpocznie się za dwa miesiące, choć wątpliwości, czy Chińczykom należy się ten przywilej, rosną. Gospodarze depczą prawa człowieka i obficie korzystają z propagandowej tuby przy milczącej aprobacie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Już nikogo to nie dziwi, bo MKOl od lat karleje, a jego szefowie nie mają ambicji zmieniania świata, wolą czysty zysk i spokój za wszelką cenę. Sprawa chińskiej tenisistki Shuai Peng jest tego kolejnym dowodem.
Dyskrecja zamiast dzwonów
Na początku listopada oskarżyła ona byłego wicepremiera Zhanga Gaoli o gwałt i zniknęła z przestrzeni publicznej. Cenzorzy zaczęli wymazywać z sieci ślady jej istnienia. Kontaktu z zawodniczką szukali dziennikarze, wyjaśnień żądały największe tenisowe gwiazdy, a szef cyklu WTA Steve Simon zapowiedział odwołanie wszystkich turniejów w Chinach.
I wreszcie Peng pokazała się światu. Najpierw wręczała nagrody podczas turnieju dla dzieci, później porozmawiała z Bachem. Szef MKOl łączył się z tenisistką dwukrotnie. Nie widzieliśmy nagrania, nie znamy pełnej treści rozmowy. Zobaczyliśmy jedynie fotografię przedstawiającą ekran, na którym uśmiechnięta Peng mówi do Bacha z jasnego pokoju, otoczona pluszowymi maskotkami. Nie wiadomo, czy faktycznie jest wolna.
– Obserwujemy wyłącznie próbę wybielenia sytuacji – mówi na łamach „New York Timesa” Sarah Cook z organizacji Freedom House.