Reklama
Rozwiń
Reklama

24-godzinny wyścig w Le Mans. Wyścigi to życie

Startujący w sobotę 24-godzinny wyścig w Le Mans to jedna z legend światowego sportu. Najwięcej dla jego rozsławienia zrobił Steve McQueen.

Publikacja: 19.08.2021 21:00

Steve McQueen w filmie „Le Mans” z roku 1971

Steve McQueen w filmie „Le Mans” z roku 1971

Foto: EAST NEWS

Kilkunastokilometrowa trasa prowadząca po zwykłych drogach wokół francuskiego miasta od prawie 100 lat jest miejscem morderczego maratonu. O wyścigu 24h Le Mans nakręcono więcej wartościowych filmów fabularnych niż o Formule 1 – wart wzmianki w kontekście królowej motorsportu jest właściwie tylko obraz „Grand Prix" Johna Frankenheimera z 1966 r. Natomiast całodobowemu maratonowi poświęcono kilka wielkich produkcji, a w jednym z filmów Steve McQueen wygłosił słynne zdanie: – Wyścigi to życie. Wszystko, co dzieje się przedtem lub później, to tylko oczekiwanie.

W rywalizacji bierze udział 60 samochodów, w każdym zmieniają się trzej kierowcy – a maszyny podzielone są na kilka klas, znacznie różniących się osiągami. Czołówka musi lawirować między wolniejszymi maszynami, które też walczą między sobą.

Zawodowcy i amatorzy

Wśród kierowców mamy zarówno zawodowców, jak i zamożnych dżentelmenów – rzecz jasna o odpowiednich umiejętnościach, ale nie na takim poziomie, jak najlepsi.

Startowali w Le Mans: bramkarz reprezentacji Francji, mistrz świata i Europy Fabien Barthez, perkusista Pink Floyd Nick Mason – aż pięciokrotnie, zdobywając drugie i trzecie miejsce w swojej klasie – czy Mark Thatcher.

Syn brytyjskiej premier dwukrotnie nie ukończył wyścigu, za to w padoku poznał ludzi, którzy namówili go do startu w Rajdzie Dakar. Tam jego załoga zgubiła się na pustyni, a w dwudniowych, na szczęście skutecznych, poszukiwaniach wykorzystano lotnictwo i wojsko trzech krajów.

Reklama
Reklama

W Le Mans więcej sukcesów odnosili aktorzy: Paul Newman był w składzie ekipy, która w 1979 r. zajęła drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Niedawno swych sił próbował Patrick Dempsey, który przez krótki czas miał nawet wspólny zespół wyścigowy z włoskim piłkarzem Alessandro del Piero. Teraz chrapkę na start w słynnym maratonie ma Michael Fassbender, zdobywający już doświadczenie w European Le Mans Series.

Upokorzone Ferrari

Steve McQueen planował start w 1970 r., podczas realizacji słynnego filmu „Le Mans". Zmiennikiem gwiazdora Hollywood miał być Jackie Stewart – wówczas u szczytu kariery w Formule 1, która przyniosła mu trzy mistrzowskie tytuły. Na start aktora zgody nie wyrazili jednak ubezpieczyciele, ale naszpikowane kamerami Porsche z inną załogą zajęło w wyścigu dziewiąte miejsce i drugie w swojej klasie, mimo częstszych zjazdów do boksów w celu wymiany taśm filmowych.

Na użyczenie swoich samochodów nie zgodził się Enzo Ferrari, bo scenariusz przewidywał triumf Porsche nad włoskimi maszynami – zresztą właśnie tak wyglądał układ sił w ówczesnej stawce. Uparty Włoch przyczynił się także do innego przełomu w dziejach 24h Le Mans. Kiedy w latach 60. jego firmę chciał kupić Ford, dumny „Il Commendatore" w ostatniej chwili zerwał negocjacje, bo chciał zachować kontrolę nad swoim zespołem wyścigowym.

Amerykanie postanowili go upokorzyć właśnie w Le Mans i stworzyli słynnego Forda GT40, który wygrał cztery edycje z rzędu – kończąc w ten sposób passę sześciu triumfów Ferrari. Tę rywalizację przypomina nakręcony dwa lata temu film „Le Mans '66", w którym z potęgą Ferrari rozprawiają się Christian Bale i Matt Damon. Do listy filmowych przebojów z wątkami 24-godzinnego wyścigu wypada jeszcze dodać „Kobietę i mężczyznę" z 1966 r. – tu grający główną rolę Jean-Louis Trintignant może poszczycić się wyjątkowymi koneksjami rodzinnymi. Jego wujek Maurice Trintignant wygrał 24h Le Mans w 1954 r., a później dwukrotnie triumfował w Grand Prix Monako w Formule 1.

Te dwa wyścigi oraz zawody Indianapolis 500 składają się na wyjątkową „potrójną koronę" motorsportu. W całej historii zdobył ją tylko jeden kierowca: dwukrotny mistrz F1 Graham Hill, który w latach 60. aż pięć razy wygrywał GP Monako, w 1966 r. triumfował na amerykańskim owalu, a w 1972 r. zwyciężył w 24h Le Mans.

19 wygranych w Le Mans ma Porsche, 13 – Audi, a Ferrari ma tylko dziewięć. Od trzech lat w Le Mans rządzi Toyota, gdyż żaden inny wielki producent nie przygotowuje samochodów w najważniejszej, najszybszej kategorii.

Reklama
Reklama

Wśród kierowców Tom Kristensen zasłużył sobie na tytuł „Mr Le Mans" aż dziewięcioma zwycięstwami, głównie w barwach Audi. Pięć razy wygrywał Derek Bell, który w tym roku jest honorowym starterem.

Start po nowemu

Sześć triumfów ma na koncie Jacky Ickx, który walnie przyczynił się do zakończenia jednej z wieloletnich tradycji 24h Le Mans.

Przez długie lata na sygnał startu kierowcy jadący na pierwszej zmianie przebiegali w poprzek prostej startowej do zaparkowanych po jej drugiej stronie samochodów, wskakiwali do kokpitów i ruszali do akcji – często odkładając zapięcie pasów na później. Dzięki temu zwyczajowi firma Porsche zaczęła instalować stacyjki swoich (także drogowych) samochodów po lewej stronie kierownicy, ułatwiając szybkie uruchomienie silnika wskakującemu do środka zawodnikowi.

W 1969 r. na znak protestu Ickx przeszedł do swojego samochodu spacerkiem, na pierwszym okrążeniu jeden z kierowców doznał w wypadku śmiertelnych obrażeń, bo nie zapiął pasów – i rok później zawodnicy siedzieli już w samochodach, gdy starter dawał znak do rozpoczęcia zmagań. Od sezonu 1971 stosuje się znany do dziś start lotny.

Zginęło ponad 80 osób

Le Mans to nie tylko triumfy, ale też tragedie. W 1955 r. doszło tu do najgorszej katastrofy w historii wyścigów. Pierre Boullin, startujący pod przybranym nazwiskiem Levegh, na skutek nieporozumienia najechał na tył innego samochodu na prostej startowej. Jego Mercedes wpadł w trybuny, a w ogniu i pod rozrzuconymi szczątkami maszyny zginęło ponad 80 osób i sam kierowca. Wiele krajów wprowadziło wtedy zakaz organizacji wyścigów – w Szwajcarii uchylono go dopiero kilka lat temu.

W Polsce już „za Gierka", w latach 70., na fali filmu z McQueenem, telewizja pokazywała relacje z 24h Le Mans, śledzone z zapartym tchem, niczym lądowanie na Księżycu. Jednak w samej historii wyścigu polskich akcentów było jak na lekarstwo. Przed wojną dwa starty zaliczył Stanisław Czaykowski, ale hrabia urodził się w Hadze, gdy Polski nie było na mapie, i poza przodkami nie miał z nią wiele wspólnego.

Reklama
Reklama

Szacunek Kubicy

Dopiero w 2015 r. na starcie stanął Kuba Giermaziak, mimo pożaru samochodu docierając do mety na siódmej pozycji w swojej klasie. Od dwóch lat w 24h Le Mans bierze udział polski zespół Inter Europol Competition, ale dopiero w tym sezonie dysponuje takim samochodem, jak czołowe ekipy w kategorii LMP2. Barwy mieszczącej się pod Warszawą ekipy reprezentują Kuba Śmiechowski, znany z sukcesów w USA Renger van der Zande, oraz mający już na koncie podium w Le Mans Alex Brundle, syn znanego kierowcy F1 Martina Brundle'a. Polscy kibice trzymać też będą kciuki za zespół WRT, także rywalizujący w LMP2, czyli drugiej najszybszej kategorii. W niej swój debiut w 24h Le Mans zalicza Robert Kubica. – Podchodzę do tego wyzwania z chłodną głową: z jednej strony z determinacją, a z drugiej realistycznie i z szacunkiem – mówił polski kierowca przed wyprawą do Le Mans w rozmowie z „Rz".

Wyścig rusza w sobotę o 16.00, można go oglądać w Eurosporcie

Autor jest komentatorem telewizji Eleven Sports

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama