Opinie na temat jej sprinterskich możliwości są podzielone, ale fakty nie kłamią. Kiedy wyścig rozgrywany jest stylem klasycznym, rywalki najczęściej oglądają plecy Polki. Tak było w tym sezonie w Kuusamo, gdzie pokonała Słowenkę Petrę Majdić i ostatnio w Canmore, gdzie znokautowała konkurencję. Drugą na mecie Idę Ingemarsdotter wyprzedziła o 7,6 sekundy. W tak krótkim wyścigu to przepaść.
Dobrze pobiegła też w Rogli – uległa tylko Norweżce Marit Bjoergen, i w Oberhofie – przegrała jedynie z Majdić, swoją najgroźniejszą rywalką na tym dystansie. W Otepaa prawdopodobnie też walczyłaby o zwycięstwo, gdyby nie pech w półfinale, kiedy to jedna z rywalek wjechała jej na nartę i pomimo szaleńczego pościgu Kowalczyk nie zdołała już zakwalifikować się do decydującej rozgrywki.
Krótki rzut oka na klasyfikację Pucharu Świata w sprincie nie pozostawia wątpliwości, kto będzie rozdawał karty w dzisiejszym biegu. Liderką jest Majdić, która zgromadziła 446 punktów, tuż za nią jest Kowalczyk mająca ich zaledwie o siedem mniej. A przecież nie wszystkie sprinty były rozgrywane techniką klasyczną. Styl dowolny lub jak kto woli łyżwowy odpowiada Polce znacznie mniej.
Szymon Krasicki, który komentuje biegi narciarskie dla TVP, twierdzi, że trasa sprintu w Whistler będzie odpowiadać Justynie. Nie jest może tak ciężka jak tam, gdzie w tym sezonie wygrywała, ale na tyle trudna, by mogła pokazać swoje możliwości. I minimalnie zmieniona w stosunku do oryginału. Jest teraz nieco dłuższy podbieg i nie tak ostre jak wcześniej zakręty. Jeśli jeszcze pogoda nie spłata figla, to Polka powinna walczyć o podium.
Kowalczyk i jej trener unikają jednak jak ognia takich deklaracji. Liderka Pucharu Świata powtarza, że biegi narciarskie, a szczególnie sprint to loteria. Wystarczy gorsze samopoczucie, źle posmarowane narty, nagła zmiana pogody i medal ucieka.