Chór złożony z zawodników, działaczy z prezesem PZT na czele, trenerów, dziennikarzy oraz samego Wojciecha Fibaka biadoli, że polscy arbitrzy na polskiej ziemi pogrążyli Polaków. "Gazeta Wyborcza" zamieściła na ten temat tekst pod znamiennym tytułem "Polak Polaka na korcie oszukał?". Znak zapytania nie ma tu żadnego sensu, bo z publikacji jednoznacznie wynika, że w Sopocie doszło do jednego z większych przekrętów w historii naszego sportu.
Brak obiektywizmu autorów tekstu w "Wyborczej" jest porównywalny z domniemaną przez nich stronniczością tenisowych sędziów. Nie byłem na meczu, więc chciałbym wiedzieć, jaki interes mieli arbitrzy w tym, by krzywdzić swoich. Zostali przekupieni, nie lubią prezesa Jacka Ksenia, zazdroszczą sukcesów Łukaszowi Kubotowi czy też są spokrewnieni z Jarkko Nieminenem? W artykule nie ma wypowiedzi żadnego z sędziów, dziennikarze nie wpadli też na pomysł, by zadać pytanie delegatowi Międzynarodowej Federacji Tenisowej albo chociażby któremuś z Finów. Od początku do końca jest jeden wielki lament nad krzywdą naszych biednych tenisistów.
Za bardzo mnie ten płacz nie dziwi, bo znam standardy obowiązujące w polskim tenisie w kwestii sędziowania. Na dowód historyjka, której byłem naocznym świadkiem. Miejsce akcji: korty Mery w Warszawie. Czas akcji: lata 90. Oglądam międzynarodowy turniej juniorów, w półfinale grają Polak z Czechem. Siedzę metr od kortu ze znanym trenerem, pełniącym obowiązki dyrektora turnieju. Po uderzeniu Czecha piłka trafia w linię tuż przed naszymi nosami. Sędzia krzyczy: aut. Czech protestuje, ale arbiter jest uparty. Wołają mojego sąsiada, by rozstrzygnął spór. Znany trener wstaje, długo ogląda ślad, po czym mówi: aut.
Pytam go, dlaczego to zrobił, przecież piłka była dobra, a Czech miał ewidentnie rację. – Niech wie, że gra w Polsce – słyszę w odpowiedzi. To jedno zdanie jest kwintesencją sytuacji, do której doszło w Sopocie. Wyjaśnia poczucie krzywdy, jakie mają ci wszyscy, którzy biadolą na łamach "Wyborczej". Polscy sędziowie powinni być za Polakami i koniec dyskusji. Jak to powiedziała stara Pawlakowa w "Samych swoich"? Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/03/09/krewni-nieminena/]Skomentuj[/link][/ramka]