„F1 zwyciężyła” – dumnie krzyczy wielkimi literami nagłówek na pierwszej stronie poniedziałkowego wydania dziennika z Bahrajnu „Gulf Daily News”. Wewnątrz gazety relacja z wyścigowego weekendu nosi tytuł „Spektakularny sukces”. Każdy kibic Formuły 1, dla którego od szumnej oprawy i celebrytów w padoku (tego akurat w Bahrajnie nie brakowało) ważniejsze są wydarzenia na torze, z pewnością gorzko zaśmieje się pod nosem, widząc takie tytuły.
Nie da się ukryć, że w niedzielne popołudnie z pustynnego toru po prostu wiało nudą. Zakaz tankowania, który miał podnieść atrakcyjność zawodów, zamienił wyścig w smutną procesję. Prawie wszyscy kierowcy tylko raz zjechali do boksów na zmianę opon i w tym czasie doszło do zaledwie dwóch przetasowań w czołówce: Lewis Hamilton wyprzedził Nico Rosberga, a Jenson Button znalazł się przed Markiem Webberem. Defekt świecy zapłonowej (a nie wydechu, jak pierwotnie sądzili inżynierowie Red Bulla) zepchnął Sebastiana Vettela z pierwszej pozycji na czwartą, ale poza tym w pierwszej połowie stawki nie było żadnych zmian.
Tankowanie w czasie wyścigu wnosiło element niepewności i dawało pole do popisu strategom. Teraz wszystkie zjazdy na zmianę opon odbyły się praktycznie w ciągu trzech okrążeń: kiedy rywale zobaczyli, że Robert Kubica po bardzo wczesnej zmianie uzyskuje konkurencyjne czasy na twardszym ogumieniu, sami także zjechali niemal jednocześnie do alei serwisowej i procesja trwała nadal. Widowisku nie sprzyja także nowy format sesji kwalifikacyjnej, w której czołowa dziesiątka walczy o czasy z minimalnym obciążeniem paliwem (zamiast, jak do tej pory, z zapasem paliwa na pierwszą część wyścigu, dobieraną w zależności od strategii).
Czołowe osobistości Formuły 1 natychmiast się zorientowały, że mistrzostwom świata grozi poważny kryzys. – Wyścig musi dostarczać rozrywki, a nie przypominać procesję – dobitnie stwierdził szef McLarena Martin Whitmarsh. Anglik jest zdania, że widowisko może stać się bardziej atrakcyjne, jeśli Bridgestone dostarczy mniej trwałe opony niż takie, które obecnie pozwalają na przejechanie większości dystansu w niezłym tempie. – Powinniśmy wprowadzić także obowiązek dwóch zjazdów do boksu – sugeruje Whitmarsh. – Gdyby w Bahrajnie na początku wyścigu wyjechał na tor samochód bezpieczeństwa, wszyscy zjechaliby po twarde opony i grzecznie rządkiem dojechali do mety. Potrzebujemy mniej trwałego ogumienia i samochodów, które umożliwiają bliższą jazdę za rywalem.
– Zmiany w regulaminie technicznym są oczywiście bardzo trudne do wprowadzenia i przy okazji niezwykle kosztowne – mówi jeden z dyrektorów ekipy Mercedesa Nick Fry. – Musimy poszukać rozwiązań zarówno po stronie regulaminu technicznego, jak i sportowego. Najważniejsi są kibice: to oni płacą za bilety i oglądają wyścigi w telewizji. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie im dobrego widowiska.