Od letnich igrzysk w Barcelonie reguła się nie zmienia: z każdym olimpijskim startem wysokość nagród za medale rośnie, ale medali jest coraz mniej. W Pekinie, jeśli chodzi o premie dla Polaków, znów będzie podwyżka – i to znacząca.
Jak ogłosił prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski, mistrz igrzysk w Pekinie dostanie 200 tys. zł plus samochód średniej klasy, prawdopodobnie Forda, bo sieć dilerów tej firmy jest jednym ze sponsorów komitetu. To dużo więcej niż w Atenach w 2004 r. Tam złoto wyceniono na 120 tys. zł plus samochód Fiata. Nagrody dla srebrnych i brązowych medalistów wzrosną jeszcze bardziej. Drugie miejsce na ostatnich letnich igrzyskach było warte 80 tys. zł, teraz – 150 tys. Premia za trzecie zwiększyła się z 60 do 100 tys. zł.
Nie to jest jednak najważniejszą zmianą. PKOl zdecydował, że premie wypłaci tylko za podium, zrywając z tradycją nagradzania tzw. miejsc punktowanych, czyli 1 – 8. Nie chodzi o oszczędności, bo one tak naprawdę nie będą wielkie (w Atenach nagrodą za czwarte miejsce było 20 tys., za piąte – 15 tys., za szóste – 10 tys., za siódme – 8 tys., za ósme – 6 tys.), tylko o zmianę nastawienia. O to, żeby najważniejszą osobą w polskim sztabie podczas igrzysk przestał być człowiek z notesem spisujący każde miejsce w czołówce, by potem przekonywać, że wprawdzie w klasyfikacji medalowej jest źle, ale w punktowej lepiej, a poza tym świat przyspieszył, coraz więcej krajów wysyła reprezentacje itd. W Atenach, gdzie Polacy zdobyli dziesięć medali, najmniej od 1956 r., było to wyjątkowo irytujące.
– Zmiana zasad była pomysłem trójki bez sternika Nurowski – Krzesiński – Broniewski – mówił prezes o sobie i swoich najbliższych współpracownikach, sekretarzu generalnym PKOl Adamie Krzesińskim i dyrektorze generalnym Kajetanie Broniewskim. To oni, biznesmen i dwaj byli medaliści olimpijscy – Krzesiński w szermierce, Broniewski w wioślarstwie – stali się nowymi twarzami PKOl po ateńskiej klęsce i zmianie władz komitetu. Pekin będzie ich pierwszą poważną próbą, bo zimowe igrzyska w Turynie można co najwyżej uznać za rozgrzewkę. – Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Dyskusja nad zmianami była burzliwa, ale gdy przyszło do głosowania w prezydium zarządu i w zarządzie, zdecydowana większość była za płaceniem tylko za miejsca na podium – mówi Nurowski.
Na nagrody za Ateny PKOl, rządzony jeszcze wówczas przez Stefana Paszczyka, zebrał od sponsorów milion dolarów. Teraz konkretna kwota nie padła, ale jak mówią w PKOl, jeśli w Pekinie Polacy zdobędą choćby tylko nieznacznie więcej medali, to na nagrody przeznaczone zostanie ponad dwa razy tyle co w 2004 r.