Prezes klubu Robert Pietryszyn, który mógłby być synem szefa Wydziału Dyscypliny PZPN Michała Tomczaka, pozwolił sobie na karygodną uwagę pod jego adresem, którą chętnie upowszechniły media. Pietryszyn porównał pracę prawników z Wydziału Dyscypliny do machania nożem sprężynowym w ciemnej bramie, co trudno zbyć jedynie uśmiechem pobłażania. Pewne normy obyczajowe zostały złamane.
Skoro Zagłębie prosiło Wydział Dyscypliny o przesunięcie terminu ogłoszenia werdyktu i spotkało się ze zrozumieniem będącym świadectwem dobrej woli, to wypadałoby, żeby druga strona trzymała się podobnych zasad. Nic z tego. Prezes Pietryszyn poszedł na wojnę, wiedząc, że nawet jeśli nie wygra niczego dla swojego dotychczasowego klubu, to ktoś dostrzeże jego niepohamowane ambicje i powierzy mu inną funkcję, do której sprawowania łamanie zasad będzie potrzebne. Może w kolejnym klubie.
Atak Pietryszyna na Tomczaka, riposty pana mecenasa, jego nieautoryzowany wywiad dla dziennika „Polska”, który dostarczył argumentów Zagłębiu, zakaz organizowania konferencji przez klub w siedzibie PZPN, wyłączanie światła, kiedy mimo zakazu konferencja się zaczynała, konflikty PZPN z Ekstraklasą SA i konkretnych osób w obydwu tych organizacjach, wzajemne szczucie na siebie klubów, donosy w sprawach licencyjnych, zmowa milczenia w sprawach korupcyjnych, teksty o korupcji pisane przez dziennikarzy, o których wiemy, że są dobrymi znajomymi „Fryzjera” – to wszystko wpisuje się w obraz futbolu w czasach kryzysu.
Nie widać końca walki z korupcją, bo jest to problem nierozwiązywalny, jak ten w służbie zdrowia. Do tej pory nadzieje na poprawę sytuacji wiązano z dojściem do władzy w klubach nowych ludzi, którzy do kryształowych charakterów mieli dodać wysokie standardy etyczne. A przyszedł Pietryszyn i mówi o nożu oraz ciemnej bramie.
Nadzieja na poprawę, w moich przynajmniej oczach, umarła już wcześniej, kiedy zobaczyłem, jak się powołuje prezesa Ekstraklasy SA, z jaką łatwością przychodzi Andrzejowi Rusce mijanie się z prawdą, jak manipuluje się przetargiem na prawa telewizyjne do ligi, jak marni są kandydaci do zajęcia miejsca po Michale Listkiewiczu.